Kategorie produktów

Trudny los kupców z Helleńskiej

Niedziela, 18 listopada 2012 HURT & DETAL Nr 11 (81) / 2012 (Hurt i Detal)
Sklep obok sklepu. Każdy prawie taki sam. W jednym bloku funkcjonują obok siebie cztery placówki spożywcze. Tuż obok, w kolejnym budynku – następne dwie. Niedaleko sieciowe sklepy, market i dyskont Biedronka. Jakie są szanse na przetrwanie dla małego przedsiębiorcy w tak skrajnie trudnych warunkach?
Radom miastem Twojej szansy! Niegdyś tego typu plakaty widoczne były przy wjeździe do tego miasta. Niestety z prawdą mają one niewiele wspólnego. Mieszka tu około 230 tysięcy osób. Bezrobocie jest wysokie. W lipcu ogółem osób bezrobotnych było ponad 36 tys. – w mieście 20 tys. 202 osoby, natomiast w powiecie 15 tys. 872 osoby. W Radomiu bezrobocie wzrosło o 211 osób. W powiecie zmalało o 25. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego stopa bezrobocia w czerwcu w powiecie radomskim wynosiła 29,4%. natomiast w Radomiu 21,3%.

Małoformatowy detal

Handel detaliczny jest w tym mieście na coraz niższym poziomie. Mowa oczywiście o małych przedsiębiorcach w branży FMCG. Coraz więcej sklepów jest zamykanych, na wszystkich radomskich osiedlach znajduje się po kilka supermarketów lub dyskontów. To, że mały sklepik detaliczny nadal  funkcjonuje, mimo że otoczony jest sieciowymi placówkami handlowymi – wydaje się niemożliwe. Tym bardziej, jeżeli takich małych sklepików jest w obok siebie kilka.. I właśnie taką anomalię spotkać można na radomskim osiedlu Południe. Przy ul. Helleńskiej w pasażu handlowym w jednym z bloków mieszkalnych obok siebie funkcjonują 4 sklepy ogólnospożywcze – w tym Żabka i delikatesy mięsne oraz sklep chemiczny. W bloku bezpośrednio przylegającym przy ul. Polickiej dodatkowo jest niewielki warzywniak oraz kolejny sklep ogólnospożywczy. Łącznie 6 sklepów spożywczych w promieniu kilku metrów. W pobliżu znajdują się także Delikatesy Centrum oraz Biedronka, niedaleko popularny wśród mieszkańców osiedla supermarket E.Leclerc.

Przy ul. Helleńskiej i Polickiej – z wyjątkiem Żabki i sklepu mięsnego – żadna z placówek detalicznych nie jest w żaden sposób oznaczona czy wyeksponowana. A wydawałoby się, że tak duża konkurencja do czegoś zobowiązuje. Nie znając tego miejsca i przejeżdżając jedynie w jego pobliżu, ciężko stwierdzić co to za sklepy i czy w ogóle są otwarte.

Ale jak zgodnie przyznają detaliści z ulicy Helleńskiej – tutaj przychodzą tylko stali klienci, a i oni pojawiają się niezbyt często. Najwierniejszymi są miłośnicy piwa, którzy niechętnie spędzają wolny czas w domu, a bardzo cenią sobie osiedlowe znajomości i atrakcje spod bloku. I właśnie po takich grupkach osób stojących to przy jednym, to przy drugim sklepie, można domniemywać, że w tej placówce można kupić na przykład piwo..

Jak żyć.. Panie Premierze?

Sklep spożywczy Marzeny Król z zewnątrz także nie wyróżnia się niczym spośród pobliskich palcówek. Wchodząc do środka – widoczna jest spora przestrzeń i dość szeroki wybór produktów. W sklepie JANMAR znajduje się także totalizator Lotto, który przyciąga klientów. W czasie 2 godzin, w sklepie swój kupon postawiło 5 osób, natomiast zakupów dokonały 3 osoby.

Pani Marzena jest bardzo rozgoryczona. Czuje się odtrącona przez państwo, dla którego uczciwie pracuje od wielu lat. „O nas – małych detalistów nikt nie dba. W wieku 55 lat mogę z całą pewnością i przekonaniem powiedzieć – żałuję, że jestem Polką. Obcokrajowcy mają w naszym kraju lepiej niż niektórzy Polacy. Czuję się zgnębiona przez nasze państwo” – mówi dość dobitnie i z dużymi emocjami pani Król. Mówiąc o tym wszystkim pani Marzena jest bardzo zdenerwowana, jednak kiedy w sklepie pojawia się klient, od razu zmienia się w niezwykle miłą i ciepłą osobę. „Dla klientów, tych którzy mi zostali, staram się robić wszystko co mogę. Nie mam do nich pretensji. Całą winą za taką sytuację obarczam nasz rząd” – dodaje. Właścicielka sklepu nie ma też nadziei, że powrócą dobre lata w handlu detalicznym. „Gdybym była młodsza, zostawiłabym to wszystko i wyjechała za granicę, żeby móc żyć z godnością, a nie czuć się jak intruz we własnym kraju” – dodaje.

Kilka sklepów w okolicy zbankrutowało. Pani Król swój sklep prowadzi od 17 lat i o przyszłości nie chce myśleć. Właścicielka nie chciała także nigdy wstąpić do sieci. „Jestem takim typem człowieka, że nie lubię pracować dla kogoś, ani na kogoś. Żaden rodzaj franszyzy mnie nie urządza. Nie chcę być zależna od nikogo” – odpowiada stanowczo pani Marzena. „Gdybym tylko ja miała tutaj sklep, byłoby o wiele łatwiej. Ale z czasem sklepów przybywało. Od jakiegoś czasu obok funkcjonuje także Żabka, delikatesy mięsne z asortymentem spożywczym i sklep ogólnospożywczy oraz mój. Tak nie da się funkcjonować” – mówi właścicielka.

A jednak sklepy istnieją. Jak długo jeszcze detaliści wytrzymają taką konkurencję? Oczywiście markety, dyskonty to zmora większości małych punktów handlowych, ale czy zakładanie kolejnego sklepu spożywczego obok już istniejących dwóch to dowód na zdrowy rozsądek?

Wymarłe osiedle

W pasażu sklepów pod blokiem przy ul. Helleńskiej 2 znajduje się także placówka o profilu chemicznym. Jest jedynym tego typu punktem w okolicy, jednak właścicielka i tak bardzo narzeka na brak klientów. W sklepie oprócz artykułów z kategorii chemii gospodarczej, znajdują się także kosmetyki pielęgnacyjne, kosmetyki kolorowe oraz prasa, przybory szkolne, a nawet zabawki. Detalistka zwiększała asortyment w celu przyciągnięcia mieszkańców z osiedla Południe. „Człowiek próbuje naprawdę wszystkiego. Nie ma takiej możliwości, żeby ograniczyć się do jednej kategorii produktowej. Robię wszystko, co w mojej mocy, ale i tak z dnia na dzień jest coraz gorzej” – żali się Halina Kucińska. Pani Halina prowadzi sklep od 20 lat, lokal w którym znajduje się placówka należy do niej, jednak czynsz spółdzielczy to kwota 700 zł, która w trudnej sytuacji nie jest małą sumą. „Do tego ZUS, opłaty za media, księgowość.. Od ostatnich 3 lat ledwo wiążę koniec z końcem. Myślałam o likwidacji sklepu, jednak to też nie jest takie proste. Mam bardzo dużo towaru i nie mam gdzie go przechowywać. Musiałabym zrobić wyprzedaż, ale nie wiem ile trwałoby sprzedanie towaru, a z pewnością też nie wszystko udałoby się sprzedać” – opowiada. Pani Kucińska podobnie jak inni detaliści za wszystko winią markety, które znajdują się w zbyt bliskiej odległości od ich sklepów. „Ludzie czasem nawet nie zwracają uwagi na ceny, idą do marketu z przekonaniem,  że tam wszystko jest tańsze. A to nieprawda. Ostatnio nawet to sprawdziłam. Produkty, które są akurat w promocji – są tańsze niż u mnie, jednak reszta artykułów jest droższa niż w moim sklepie” – mówi zdenerwowana pani Halina. „Często rozmawiam także z osobami, które obok prowadzą sklepy spożywcze, narzekają tak samo jak ja. To wymarłe osiedle” – mówi ze smutkiem.  „Z tego co wiem, na innych radomskich dużych osiedlach jest inaczej, mimo obecności marketów i dyskontów. Nie wiem co jest przyczyną takiej sytuacji tutaj” – dodaje.

Nic nie wskazuje na to, żeby sytuacja kupców z Helleńskiej zmieniła się.  Wejście do Unii Europejskiej przyniosło wiele korzyści dla naszego kraju, jednak wzrost zagranicznych inwestorów w Polsce, w tym potężnych sieci marketów, mocno ograniczył małoformatowy handel. Nazwijmy rzeczy po imieniu – polski rząd takimi działaniami wbił nóż w plecy małym przedsiębiorcom. Jednak bez winy nie są także poszczególni detaliści, którzy otwierali – jeden obok drugiego – placówki handlowe o takim samym profilu. To z pewnością nie ułatwiło im funkcjonowania.

Monika Dawiec

tagi: kupcy , ul. helleńska , radom , handel ,