Wkrótce minie rok od momentu, gdy wszelkie komentarze dotyczące sytuacji gospodarczej, w tym także w obrocie produktami FMCG, rozpoczynamy od informacji o stanie pandemii. Niestety i tym razem nie może być inaczej....
Listopad minął nam pod znakiem szczytu drugiej fali pandemii, zaś koniec miesiąca zaowocował niewielkim spadkiem liczby zachorowań. Zaczęto się więc zastanawiać, jak będzie wyglądała trzecia fala, co może być o tyle prawdopodobne, iż pod koniec ubiegłego miesiąca ruszyły po przerwie centra handlowe i klienci masowo rzucili się na zakupy. Zachowanie to może przyczynić się do ponownego wzrostu liczby zakażeń. I chociaż branża dóbr szybkozbywalnych, zarówno w części produkcyjnej, jak i handlowej nadal pozostaje najmniej dotknięta skutkami pandemii, należy mieć świadomość, że najbliższe miesiące mogą stać pod znakiem pogarszającej się koniunktury i skromniejszych niż dotąd zasobów pieniężnych ludności, w efekcie czego kryzys może dotknąć także handel produktami FMCG.
Coraz więcej zagrożeń
Od kilku już lat o koniunkturze w polskiej gospodarce decyduje przede wszystkim popyt wewnętrzny. Napędzany transferami socjalnymi rządu popyt ten i jego wzrost nabrały w miarę trwałego charakteru i zapewniły handlowcom stały wzrost przychodów. Wszystko wskazuje jednak na to, że w efekcie pandemii ten pozytywny z punktu widzenia handlu trend dobiega już końca. Zadłużenie państwa sięgające według różnych obliczeń nawet ponad 200 miliardów złotych uniemożliwia kontynuację dotychczasowej polityki stymulowania popytu, a nawet wręcz przeciwnie: już teraz wiadomo, że w przyszłym roku wzrosną niektóre opłaty lub podatki, których mniej, lub bardziej ukrytym celem ma być poprawa stanu finansów państwa. To zaś może oznaczać także inflację i pogorszenie możliwości nabywczych społeczeństwa.
W tej sytuacji powróciły dyskusje, z którymi mieliśmy do czynienia kilka lat temu. Czy nie warto powrócić do idei podatku handlowego, który miałby uderzyć przede wszystkim w sieci handlowe zrzeszające największe placówki handlowe? Czy dla pobudzenia gospodarki nie warto by przywrócić przynajmniej część niedziel handlowych? W jaki sposób zapewnić bezpieczeństwo i interesy placówek handlowych funkcjonujących w ramach sieci franczyzowych – w tej kwestii przygotowywane są przez resort sprawiedliwości rozwiązania ustawowe. Dyskusje na przedstawione tematy mają oczywiście duże znaczenie dla przyszłości handlu, jednak decydujące może stać się to, co dzieje się poza sferą handlową. Rząd i partia rządząca wpadły bowiem na szalony pomysł zawetowania unijnego budżetu, który przewiduje na najbliższe lata ogromne środki wspierające polskie państwo i jego gospodarkę. Jeżeli czarny scenariusz w tej kwestii się spełni, to wszyscy, także handel, powinni się szykować na naprawdę chude lata.
Silni coraz mocniejsi
Handel spożywczy w czasach pandemii ma dwie zasadnicze cechy. Pierwsza z nich to fakt, iż na rynku umacniają się podmioty najsilniejsze, zaś sklepy i hurtownie, za którymi nie stoją potężne i dobrze zorganizowane firmy, mają się coraz gorzej. I o ile jeszcze przed rokiem, czy dwoma mogły liczyć na to, że dzięki działaniom rządu mają one szanse na przetrwanie, to obecnie szanse te są już znikome. Dominacja dyskontów, sieci convenience czy franczyzy oferowanej przez największych potentatów, staje się coraz bardziej widoczna. Dyskonty to już nie tylko Biedronka i Lidl, ale i Nettto, czy coraz bardziej ekspansywne Aldi. Konkurencji dla Żabki tak naprawdę nie ma, zaś sieci Eurocashu i Specjału zaczynają coraz bardziej dominować na rynku handlu tradycyjnego. Niektórzy obserwatorzy rynku wręcz twierdzą, że samodzielne placówki ogólnospożywcze stają się już rzadkością. A jeśli nawet jeszcze tak nie jest, to pozostaje to kwestią bardzo krótkiego czasu.
Taki kierunek zmian w handlu żywnością i produktami chemii gospodarczej staje się więc nieunikniony. I nie pomogą tu żadne zaklęcia czy to Polskiej Izby Handlu, czy też NSZZ „Solidarność”: także dzięki pandemii nowa struktura polskiego handlu zaczyna mieć coraz bardziej trwały charakter.
Internet około handlowy
Jak kilkakrotnie wspominałem, w niewielkim stopniu potwierdzają się przewidywania, że handel żywnością także przeniesie się do internetu. Mimo sporych wzrostów poziomu sprzedaży w sklepach internetowych rzędu setek procent nadal pozostają one na marginesie obrotu tego typu produktami. Natomiast odrębną sprawą pozostaje fakt przeniesienia do internetu szeregu działań około handlowych służących także stymulowaniu sprzedaży i promocji produktów. To właśnie druga cecha rynku spożywczego czasu pandemii. Wykorzystywanie platform internetowych do organizacji eventów, realizacji działań targowych czy składania zamówień u dostawców staje się coraz bardziej powszechne. Tak więc o ile w nadchodzącej konfiguracji rynkowej sprzedaż produktów FMCG do klienta końcowego z pewnością nadal mieć będzie charakter stacjonarny, to szeroko pojmowana sfera organizacji procesu sprzedaży w dużej mierze trafi pewnie do internetu. Doświadczenia w tej kwestii, wymuszone przez konieczność funkcjonowania w warunkach pandemii, przenieść mogą tego rodzaju rozwiązania także w dalszą, już popandemiczną przyszłość.
Witold Nartowski
Dziennikarz