Z rynku FMCG

Chmiel z DNA. Szykuje się rewolucja w polskim chmielarstwie

Środa, 24 lipca 2019
To dopiero początek drogi, ale z dużą energią zaczynają się zmiany na polskim rynku plantatorów chmielu. Powstaje grupa przedsiębiorców, którzy chcą produkować czyste szyszki chmielowe, pozbawione rakotwórczych związków. I planują oczyścić swoje grunty ze szkodliwych substancji. W Polsce co roku zbiera się 4 tys. ton chmielu z 2 tys. ha upraw.
Od kilku lat w zagranicznych mediach i w unijnych instytucjach trwa dyskusja nad produktami skażonymi kreozotem i innymi szkodliwymi substancjami, używanymi np. do ochrony roślin. Do Polski dociera ona z opóźnieniem, podobnie jak kiedyś informacje o problemie z azbestem.

Co prawda Unia Europejska zakazała stosowania kreozotu od kwietnia 2018 r., ale nie da się ukryć, że większość plantacji chmielu w Polsce, Niemczech czy Czechach jest zbudowana na drewnianych słupach pokrytych tą szkodliwą substancją. Badania pokazują, że w glebach, na których stały słupy z kreozotem, stężenie substancji rakotwórczych często przekracza dopuszczalne normy.

Olej kreozotowy dobrze impregnuje drewno i przed laty nie wiedziano o jego szkodliwym działaniu. Niestety, zawiera on szkodliwe związki WWA (wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne), które wnikają do gleby, a potem do upraw. To powoduje, że pijemy piwo albo inne napoje na bazie chmielu, które nie są wolne od szkodliwych substancji. Podobnie jest z farmaceutykami i kosmetykami, które są produkowane na bazie szyszek chmielowych.

– W Polsce nie bada się chmielu pod kątem szkodliwych związków WWA. Nikt o tym nie pomyślał. Jest co prawda rozporządzenie Komisji Europejskiej z 2006 r., które ustala najwyższe dopuszczalne poziomy niektórych zanieczyszczeń w środkach spożywczych. W wybranych produktach spożywczych bada się stężenie czynnika rakotwórczego, jakim jest benzo(a)piren będący związkiem WWA. Niestety, nie ma na tej liście chmielu, jęczmienia czy piwa – mówi dr Magdalena Popowska, profesor Uniwersytetu Warszawskiego i prezes firmy BACTrem.

Zdaniem pani prezes spółki BACTrem w Polsce rośnie świadomość konsumentów. – W dobie swobodnego dostępu do Internetu łatwo można znaleźć informacje o smogu, benzopirenie, wzroście zachorowalności na nowotwory. Ludzie zaczynają sprawdzać, co jedzą i piją oraz w jakiej okolicy mieszkają. I dowiadują się, że to, co piją, nie zawsze jest zdrowe, zawiera substancje niebezpieczne. To ich złości i słusznie żądają zmian – dodaje prof. Popowska.

Potrzebne wsparcie dla chmielarzy

W Polsce jest ok. 2 tys. ha plantacji chmielu, na Słowenii ok. 1,5 tys., w Czechach 4,7 tys., natomiast w Niemczech ponad 20 tys. Na większości z nich nadal stoją drewniane słupy impregnowane olejem kreozotowym. W samej Polsce jest ok. 300 tys. takich słupów. Chociaż Unia Europejska zakazała ich stosowania, nie przygotowała programów i wsparcia finansowego ich usuwania i oczyszczenia gleby.

– Te wszystkie plantacje wymagają nie tylko usunięcia słupów, co jest kosztownym procesem, ale także oczyszczenia gleby ze szkodliwych związków, które w nią wniknęły – uważa Zbigniew Siedlarczyk, prezes spółki Polski Eko Chmiel.

Ministerstwo Rolnictwa nie wydaje się zaniepokojone dużą liczbą słupów kreozotowych na polskich uprawach.

– Na mocy decyzji wykonawczej Komisji UE z grudnia 2017 r. ważność zatwierdzenia kreozotu do stosowania w produktach biobójczych należących do grupy środków do konserwacji drewna została przedłużona do końca października 2020 r. Oznacza to, że kreozot jako substancja czynna może być nadal stosowany w produktach biobójczych, oczywiście z pewnymi ograniczeniami zawartymi w przepisach Unii – uważa Małgorzata Książyk, dyrektor biura prasowego Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

Jakie to ograniczenia? Chodzi o zastosowania przemysłowe oraz przez specjalistów w sytuacji braku odpowiedniej alternatywy. Ministerstwo odwołuje się do załącznika XVII do rozporządzenia (WE) nr 1907/2006 Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 18 grudnia 2006 r. określającego bezwzględne ograniczenia zastosowania kreozotu:
Pkt 3. Drewno impregnowane, o którym mowa w pkt 2 lit. b) i c), nie jest używane:
– do produkcji i stosowania oraz wszelkiej ponownej obróbki:
– pojemników przeznaczonych do stosowania w uprawach,
– opakowań, które mogą wejść w kontakt z surowcami, półproduktami lub wyrobami gotowymi przeznaczonymi do konsumpcji przez ludzi i/lub zwierzęta,
– innych materiałów mogących zanieczyścić wyżej wymienione wyroby.
 
Czy więc technologia uprawy chmielu z użyciem drewnianych słupów impregnowanych kreozotem nie łamie obowiązku wykluczenia wykorzystania tej substancji w produkcji rolnej? Ma ona przecież bezpośredni kontakt z surowcami i półproduktami wykorzystywanymi w produktach przeznaczonych do konsumpcji przez ludzi, nie mówiąc już o ryzyku kontaktu z rakotwórczą substancją osób pracujących na chmielnikach.

Co więcej, wg specjalistów istnieją już na rynku polskim alternatywne technologie i bezpieczne substancje, którymi można zastąpić kreozot.

Niezależnie od tej dyskusji nie wiadomo jeszcze, czy rząd planuje wsparcie finansowe dla rolników na wymianę słupów i oczyszczenie gruntów, bo prace nad programem strategicznym dla rolnictwa nadal trwają.

– Ministerstwo obecnie pracuje nad pakietem propozycji legislacyjnych przedstawionych przez Komisję Europejską w sprawie Wspólnej Polityki Rolnej po 2020 r. Określenie instrumentów wsparcia w Polsce w nowym okresie programowania jest uzależnione m.in. od przeprowadzenia analizy SWOT niezbędnej do sporządzenia Planu Strategicznego WPR, określenia potrzeb w zakresie celów ustalonych dla wspólnej polityki rolnej, ustalenia priorytetów i budżetu do dyspozycji – dodaje dyrektor Książyk.

Bakterie „zjadają” szkodliwe związki

Nauka opracowała szereg metod neutralizacji skażeń substancjami ropopochodnymi: chemiczne, fizyczne i biologiczne. Dwie pierwsze są kosztowne, wymagają specjalnych urządzeń i generują nowe odpady, a także duże koszty, bo zanieczyszczoną glebę trzeba przewieźć, a potem zutylizować. Jak ocenia prezes PEC, koszt usunięcia skażonej ziemi wokół słupów, a następnie utylizacja to ok. 500 zł za kubik ziemi.

Za najbardziej naturalną i przyjazną glebie metodę uznaje się bioremediację, czyli jej leczenie. Podczas tego procesu wykorzystuje się mikroorganizmy, takie jak bakterie, grzyby strzępkowe, drożdże. Proces przebiega w miejscu, gdzie występują zanieczyszczenia.

– W uproszczeniu technika bioremediacji polega m.in. na tym, że namnożone bakterie zdolne do „zjadania” wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych (WWA) wprowadzane są do gleby w odpowiedniej ilości. To metoda znana na świecie i powszechnie stosowana – opowiada prof. Magdalena Popowska z BACTrem.

Nie szkodzi uprawom

Profesor Popowska rozwinęła metodę bioremediacji. W miejsce preparatów złożonych z jednego lub kilku szczepów bakterii stworzyła biopreparat, który opiera się na współdziałaniu kilkunastu szczepów. Produkują one enzymy do rozkładu poszczególnych związków wchodzących w skład zanieczyszczenia i doprowadzają do biodegradacji toksyn. Proces jest efektywny i co najważniejsze, bezpieczny dla ludzi, zwierząt i środowiska.

Polski Eko Chmiel podpisał z BACTremem porozumienie na wyłączne stosowanie nowej technologii na plantacjach chmielu.

– Tego typu rozwiązań nie ma na świecie zbyt wiele, a my mamy wyłączność na stosowanie tej technologii na plantacjach. Każda współpracująca z nami plantacja będzie wymagała bioremediacji gruntów, bo chcemy produkować chmiel wolny od rakotwórczych WWA – mówi Zbigniew Siedlarczyk z PEC. – Zaczynamy od polskich upraw chmielu, ale planujemy także eksport tej technologii – dodaje.

Ogromną zaletą bioremediacji jest to, że można ją stosować na istniejących uprawach. Najlepszym okresem jest czas zaraz po zbiorach szyszek.

– Przyjmujemy, że bioremediacje będą trwały od trzech miesięcy do roku. W przypadku każdego chmielnika będziemy najpierw wykonywać badania gleby i sprawdzać, jaki jest poziom skażenia i w jakim stężeniu występują tam WWA – zapowiada prof. Popowska.

– Jeżeli zastosujemy tę metodę po jesiennych zbiorach, to przyszłoroczne będą już z plantacji wolnej od WWA – dodaje Siedlarczyk.

Konsolidacja rynku

Zdaniem PEC polski rynek plantatorów chmielu jest bardzo rozdrobniony i trzeba go skonsolidować, jak zrobili to czescy czy niemieccy chmielarze. W Niemczech jest około tysiąca plantatorów, którzy mają 20 tys. ha. W Polsce chmielarzy jest niewiele mniej, bo 600, ale mają areał zaledwie na poziomie ok. 2 tys. ha. W Czechach jest 300 spółdzielni chmielarskich, które mają łącznie 4,5 tys. ha. To pokazuje, że proces konsolidacji rynku jest w Polsce nieuchronny.

Polski Eko Chmiel chce zorganizować grupę producentów chmielu wolnego od WWA, który będzie oferowany browarom, farmacji i branży kosmetycznej. Zdaniem PEC taka grupa plantatorska miałaby większą siłę działania na rynku. Może uzyskać po korzystniejszych cenach surowce, np. nawozy, a także lepsze warunki sprzedaży chmielu.

– Chcemy stworzyć własną plantację i współpracować z plantatorami, którzy zdecydują się przebudować swoje uprawy i wyjść na rynek z czystym chmielem dobrej jakości. Do dziś współpracę z nami zadeklarowali plantatorzy, którzy mają łącznie 200 ha – mówi prezes PEC.

Jak dodaje Siedlarczyk, PEC jest gotów sfinansować współpracującym z nim plantatorom proces bioremediacji gruntu i przebudowy konstrukcji chmielników oraz umożliwić rozliczenie się w ciągu kilku lat za pomocą zakontraktowanego chmielu.

PEC prowadzi rozmowy na temat dzierżawy 100-hektarowej działki pod plantację chmielu. W przyszłym roku spółka chce tam postawić kompozytowe słupy pod chmiel i wykonać nasadzenia odmian chmielu, których oczekuje rynek.

Eksperymentalna plantacja

Od dwóch lat działa już pilotażowa plantacja w Jastkowie. Na czterech hektarach rośnie tam chmiel na kompozytowych słupach, w ziemi wolnej od WWA. W tym roku odbędzie się pierwszy zbiór czystego chmielu.

– Plantacja ta jest wykorzystywana w celach badawczo-naukowych. Prowadzone są tam eksperymenty i zbierane informacje, jaki wpływ na chmiel ma sposób nawadniania czy nasłoneczniania. Również sprawdzane jest, co różnym odmianom chmielu lepiej służy. Nie ma drugiego takiego rozwiązania na świecie – uważa Siedlarczyk.

Pierwszy czysty chmiel pojawi się więc już w tym roku z plantacji w Jastkowie, chociaż zbiór będzie niewielki. Większego będzie można oczekiwać w przyszłym roku, z kilkudziesięciu hektarów, które przejdą jesienią proces bioremediacji. W 2021 r. PEC spodziewa się zbioru już z co najmniej 100 ha plantacji, co powinno dać minimum 200 ton chmielu.

– Ten chmiel, sprzedawany do browarów i firm kosmetycznych czy farmaceutycznych, nie będzie przypadkowy. Będzie sprawdzany na podstawie DNA, a kupujący będzie wiedział, z jakiej plantacji do niego trafił. To nowość, bo do tej pory w Polsce chmiel z różnych plantacji trafia do jednego worka, potem jest przerabiany i tak sprzedawany. Nie wiadomo, skąd pochodzi, z jakiej plantacji. My chcemy to zmienić, aby piwowarzy mieli pewność co do chmielu, którego używają — uważa Siedlarczyk.

Prezes PEC zapewnia, że chmiel będzie oznaczany jako wolny od WWA, a także certyfikowany w zakresie produkcji integrowanej roślin. Integrowana produkcja roślin jest nowoczesnym systemem zapewniania jakości żywności plasującym się pomiędzy tradycyjną produkcją rolną a ekologiczną, wykorzystującym w sposób zrównoważony postęp techniczny i biologiczny w uprawie, ochronie roślin i nawożeniu oraz zwracającym szczególną uwagę na ochronę środowiska i zdrowie ludzi.



tagi: Polski Eko Chmiel , rynek , plantatorzy ,