Mamy w kalendarzu święto zakochanych czyli Walentynki i z tej okazji warto kilka słów poświęcić sprawom sercowym. Sprawy sercowe to w dzisiejszych czasach niestety w większości kłopoty z sercem czyli stresy, nerwy, zła dieta, a na końcu zawały. Serce nie sługa – mówi stare francuskie przysłowie, więc dziś kilka słów o zawałach, ale czysto miłosnych.
Walentynki to kolejna amerykańska moda, która od pewnego czasu zadomowiła się w Polsce. O jej niezwykłej popularności świadczy spora ilość... wrogów. Buntują sie przeciwko walentynkom tradycjonaliści i konserwatyści upatrując w święcie zakochanych komercyjnego potwora.
Oczywiście tego dnia trudno czasem wytrzymać, gdy tysiące słodkich serduszek leje się z ekranu telewizora, a dekoracje sklepowe migają nam natarczywie hasłami o święcie zakochanych. Eleganckie lokale, nocne seanse kinowe i salony z biżuterią pełne są zakochanych par robiąc przy okazji potrójne obroty. Sam się o tym przekonałem, gdy pewnego dnia z grupą aktorów robiliśmy walentynkowe show w jednym z klubów w Poznaniu. Po występach chcieliśmy zjeść kolację, ale znaleźć tego dnia wolny stolik, to było jak zdobyć Mount Everest w stroju bikini.
A mnie się to święto podoba! Ciągle święcimy w Polsce jakieś czyny zbiorowe, powstania, zrywy narodowe, przegrane wojny... to wszystko też jest potrzebne, aby znać historię, ale wśród zalewu tych poważnych, mrocznych rocznic, dzień zakochanych jawi się jako beztroskie święto dla każdego, kto choć raz w życiu się zakochał, święto które ma bardzo sympatyczne oblicze i dotyka ciepło każdego z nas.
Miłość to temat wałkowany przez największych poetów, malarzy i autorów piosenek. Od Szekspira po Beatlesów, od Boccaccia po Lady Gagę. Bez miłości życie więdnie. To stara prawda, ale pytanie brzmi jak kochać dziś, gdy wszyscy tak bardzo się śpieszymy? Jak kochać w dobie Internetu, gdy romanse i znajomości zawierane przez komputer kończą się nie spotkaniem drugiej połówki, ale kontaktem z seryjnymi podrywaczami lub paniami, które liczą na złapanie sponsora.
Często słyszymy, że w dawnych wiekach kochano inaczej. Ale gdy prześledzi się losy królów i ich faworyt (bo tak dawniej nazywano kochanki) to można dojść do wniosku, że i owszem dziś nikt nie robi przyjęcia w dworskiej etykiecie i przy menuecie oraz nie zdobywa zamku by uwolnić piękną księżniczkę, wszystko dziś trwa o wiele szybciej, ale mechanizmy rządzące światem uczuć są takie same. Kochanki królów zajmowały poczesne miejsca na dworach, bywały bardzo wpływowe i miały sporo do powiedzenia w sprawach dotyczących nie tylko łóżka, ale i państwa.
Dziś gdy patrzymy na współczesnych polityków i ich kobiety widzimy to samo. Silvio Berlusconi zatrudnił jedną ze swych kochanek jako panią minister do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn, modelka Carla Bruni najpierw była kochanką, a później stała sie oficjalną żoną prezydenta Francji i pomogła mu raz wygrać, a raz niestety przegrać wybory.
Na polskim podwórku także nie brakuje przykładów, gdy kochanka dyrektora teatru jest kimś ważniejszym od reżysera, a kochanka wicepremiera otrzymuje najlepsze zlecenia biznesowe. Mamy w sobie skłonność by koloryzować dawne wieki. Tymczasem to w dawnych czasach nie liczono się czymś tak iluzorycznym jak miłość. Sprzedawano kobiety niczym towar tylko dlatego, że służyło to interesom rodziny panującej. Te okropne czasy minęły.
Dziś kobiety wywalczyły sobie w Europie wolność i niezależność i... zdominowały facetów. Świadczy o tym ilość prasy kobiecej, literatury kobiecej i filmów robionych specjalnie z myślą o kobietach. Komedia romantyczna to gatunek filmu wymyślony specjalnie na walentynki. Zawsze tego dnia roi się od głupkowatych premier tytułów typu „W pętli zazdrości i miłości” (film o barmance, która zakochała się w czterech abstynentach naraz), „Mój książę ucieka” (komedia romantyczna o miłości księgowej do oszusta finansowego) czy „Porzucona i szczęśliwa” (współczesna bajka o wyzwolonej feministce, która kocha manifestacje antyrządowe, a facetów traktuje jak transparenty do trzymania za kijek).
Wylansowany przez Walentynki gatunek komedii romantycznej jest już mocno wyeksploatowany i trudno nakręcić w tym stylu coś na prawdę oryginalnego. Nasi rodzimi producenci filmowi ciągle próbują i ciągle im nie wychodzi. Warto przypomnieć, że był mistrzowski film w tym stylu czyli „Cztery wesela i pogrzeb” z Andie MacDowell i Hugh Grantem. Ale to było wieki temu! No cóż w Walentynki któraś ze stacji telewizyjnych na pewno ten film nam przypomni niczym Polsat „Kevina” na święta. A Wy wszyscy przypomnijcie sobie w ten dzień o tych, których kochacie i zróbcie im fajny prezent!
Zdjęcie: Rafał Czupajło
tagi: Krzysztof Skiba,Walentynki , felieton ,
21 listopada 2024 roku w wieku 68 lat zmarł Krzysztof Pakuła...
W październiku 2024 r. całkowita wartość sprzedaży w...
W tym roku Polacy planują mniej kosztowne święta niż...
Obie strony czeka kilka lat przygotowań...
Sztuczna inteligencja jest coraz mocniej wykorzystywana przez...
Ankietowani wskazali pięć rzeczy, których obecnie...
Do zmian muszą się dostosować także małe przedsiębiorstwa...
Z początkiem stycznia 2025 roku Polska obejmie rotacyjną...