Komunikacją międzyludzką rządzą gesty. Komunikacją kolejową nikt nie rządzi i dlatego jest taka do bani. Nasze gesty to tzw. język ciała. Im dłuższy język tym sprawniejszy. Niektórzy mają jednak za długie języki – tych nazywamy plotkarzami. Już samo pokazanie języka (co często czynią dzieci) jest znakiem dezaprobaty. Jeżeli ciało nie ma języka to jest to ciało astralne, zwane inaczej ciałem niebieskim. Ciało niebieskie to przeważnie policjanci. „O obrotach ciał niebieskich” to słynne dzieło naszego astronoma Mikołaja Kopernika o przemianach we współczesnej policji.
Poszczególne części ciała odgrywają dużą rolę w życiu politycznym i społecznym. W polityce język ciała upowszechnił się od czasu, gdy pewien polityk zamiast ręki chciał podać drugiemu nogę. Ten zwyczaj nie przyjął się głównie z powodów technicznych. Posłowie głosując w parlamencie mieliby problemy z podnoszeniem nóg. Młodzież szkolna zgłaszając się do odpowiedzi również nie podnosiłaby rąk tylko nogi. Istniałoby realne niebezpieczeństwo, że taka forma aktywności na lekcji narazi na szwank i tak mocno zużyte ławki i rozpadające się pomoce naukowe.
Świat reklamy nie eksperymentuje z gestami i odwołuje się do gestów znanych powszechnie. Najbardziej popularnym gestem jest kciuk postawiony do góry. Oznacza sygnał, że wszystko jest O.K. Kciuk do dołu, że wszystko jest źle (w czasach cesarstwa rzymskiego był to znak, że należy dobić gladiatora). Jeśli wystawimy do przodu palec wskazujący i w linii prostej zamachamy kilka razy, to będzie to oznaczało grożenie komuś. Jeżeli ktoś obgryza paznokcie lub trzęsą mu się ręce, to te znaki mówią o nim więcej niż jego życiorysy napisane parkerem na białej kartce.
W reklamach produktów spożywczych wielką rolę odgrywają usta. Usta połykające ze smakiem czekoladę są znakiem, że osoba którą nam pokazują przeżywa rozkosz podczas konsumpcji. Rozkosz taka, zwana jest wśród smakoszy pod hasłem „niebo w gębie”. Usta w reklamach branży spożywczej mają co robić w odróżnieniu od gwiazd, które wywalono z programów telewizyjnych. Oblizywanie ust po zjedzeniu jogurtu, gryzienie różnych odmian wafelków, zmysłowe otwieranie ust na widok zupy w proszku, pracowite mlaskanie podczas zajadania reklamowanych kluseczek, dzielna praca wargami podczas zachwytu nad makaronem, a wszystko to jeszcze udekorowane obowiązkowym uśmiechem.
Język ciała jest bardzo precyzyjny. Wystarczy uruchomić nie ten palec co trzeba i nastąpi katastrofa. Znane są przypadki osób, które pomyliły palce i do dzisiaj nie mogą policzyć na nich do dziesięciu. Szczególnie niebezpiecznym palcem w języku ciała jest palec środkowy postawiony do góry przy zamkniętej dłoni. Ten gest często pokazywany w amerykańskich filmach i niektórych polskich restauracjach, zwykle tłumaczony jest przez naszych poczciwych lektorów jako zwrot „Ty łobuzie”. Tymczasem oczywiście oznacza on o wiele bardziej dosadne „Ty draniu”.
Najwięcej znaków przekazują oczy. Gdy ktoś wbija w nas wzrok, jak gwoździe w tapczan lub wytrzeszcza na nasz widok swe ślepia, oznacza to, że mamy rozpięty rozporek lub rozwiązały nam się sznurowadła. Jeżeli dziewczyna ma na nasz widok zamglone oczy, to chce byśmy ją poczęstowali papierosem. Jeśli mruży oczy, to znaczy, że daliśmy jej w nocy popalić. Dawno temu facet w reklamówce piwa wygłaszał formułkę o piwie bezalkoholowym i robił do nas „oczko”. Wszyscy wiedzieli, jakie tak na prawdę piwo miał na myśli. Oczka puszczają nie tylko ludzie, ale także pończoszki. Co innego puszczać oczko, a co innego być oczkiem w głowie. Głowa to są dopiero znaki! Obok nogi, ręki, palców i oka najważniejszym organem lingwistycznym jest właśnie głowa.
Kiwanie głową, to w zależności od kierunku aprobata, bądź jej zaprzeczenie. Drapanie się po głowie oznacza, że ktoś właśnie myśli. Ten problem nie dotyczy łysych, którzy nie mają się po czym drapać. Co nie oznacza, że są jednostkami niemyślącymi. Głowa ma wiele do przekazania, nawet jak się nie rusza. Czasem wystarczy, że jest na karku. Ten kto ją ma na karku już wie, co z nią zrobić. Samo ruszanie głową też jest coś warte. Żeby rozwiązać jakiś problem trzeba nieźle ruszać głową. Wielu ludziom różne rzeczy chodzą po głowie. Jedym czupurne myśli, innym tajemnicze drobnoustroje.
W Polsce od zawsze pewnej grupie osób coś strzela do głowy. Niestety coraz rzadziej są to dobre pomysły. Nad Wisłą bardzo popularni są fryzjerzy stąd powiedzenie „suszyć komuś głowę”. Ludzie wyczyniają z głową różne dziwne rzeczy. Jedni posypują sobie głowę popiołem inni łamią sobie głowę, jak złamać kod dostępu do bankomatu. Marzyciele przebijają głową mury. Wbrew temu, co sądzi medycyna – brak głowy nie kończy życia człowieka. W parlamencie wiele ustaw uchwala się bez głowy. Wielu ludzi ma w pracy urwanie głowy, a mimo to żyje.
Jeszcze straszniejsze rzeczy dzieją się wewnątrz głowy człowieka. Jedni idą po rozum do głowy, a inni mimo, że nie pracują na stacjach benzynowych mają olej w głowie. Głowa ludzka ma najwyraźniej coś wspólnego z budownictwem, bo wielu ludziom trzeba pewne rzeczy kłaść łopatą do głowy.
Jednak nie samą głową człowiek daje znaki. Gdy kelner przyniesie nam dziwną potrawę do stolika dobrze jest wysoko unieść brwi. Jeszcze wyżej powinniśmy unieść brwi, gdy przyniesie nam rachunek. Znany jest wypadek, gdy pewien klient restauracji tak wysoko uniósł brwi po zobaczeniu rachunku, że mógł sobie zrobić z nich plereze z tyłu głowy.
Język ciała przydaje się nie tylko w łóżku, ale także w kuchni. Kwaśna mina kucharza to znak, że ktoś ukradł mu portfel lub, że danie jest przypalone. Język ciała świetnie sprawdza się w biznesie. Jednym spojrzeniem, jednym opadem szczęki, jednym zaciśnięciem ust czy zmróżeniem oczu możemy powiedzieć swojemu partnerowi handlowemu więcej, niż tłumacząc mu sprawę przez dwie godziny po polsku i po łacinie. Gest, który przeszedł do historii w atmosferze skandalu i zamieszania to słynny „wał” Kozakiewicza pokazany wrogo nastawionym kibicom rosyjskim na olimpiadzie w w Moskwie w 1980 roku. Na tym przykładzie widzimy, że język ciała jest językiem międzynarodowym. Powiedzmy sobie szczerze: do dziś język ciała przydaje się wielu naszym turystom, gdy odwiedzają obce kraje, w których mało kto mówi po polsku.
Krzysztof Skiba