Panie Prezesie, spotykamy się ponownie po roku, dlatego też chcielibyśmy poprosić o dokonanie pewnego podsumowania działalności Grupy Maspex w 2023 roku na rynku spożywczym w Polsce. Chcielibyśmy dowiedzieć się więcej nie tylko nt. zrealizowanych projektów czy sukcesów, ale również aspektów, które stanowiły dla firmy poważne wyzwania. Jaki to był okres dla Grupy Maspex i jej produktów?
W 2023 rok weszliśmy z kaskadą czterokrotnych podwyżek. Był to efekt niesamowicie wybujałej fali inflacyjnej w obszarze surowców, opakowań i wszystkich kosztów wytworzenia. Liniowy wzrost kosztów produkcyjnych trwał do drugiego kwartału 2023 roku. Wyższe ceny oznaczają mniejsze wolumeny sprzedaży – to niemalże kopernikańskie prawo po raz kolejny się potwierdziło. Były to naprawdę istotne spadki, sięgające od 7% do nawet ponad 20% wolumenu sprzedaży. Najwyższy spadek zaliczył segment tzw. baby food. Złożyły się na to dwa aspekty: cenowy i demograficzny. W momencie, gdy sądziliśmy, że główny strumień podwyżek się ustabilizował, a w niektórych miejscach zaczął się lekko cofać, pojawiła się kolejna fala rosnących cen. Koszt koncentratu jabłkowego wzrósł o ponad 40%, koncentrat pomarańczowy osiągnął 120% wzrostu, a ziarno kakaowe grubo ponad 100%. Mocno podniosły się także koszty kawy czy jajek, które są ważnym składnikiem naszych makaronów jajecznych. Sprawiło to, że wraz z końcem 2023 roku znowu musieliśmy wrócić do podwyżek cen, co nikomu dobrze nie uczyniło. Tego nikt nie lubi: ani konsument, ani handel, ani my. Było to jednak nieuniknione.
Rok 2023 był też pierwszym pełnym rokiem naszego zarządzania firmą CEDC, czyli częścią alkoholową naszego biznesu. Cały proces integracyjny został dobrze przeprowadzony i pomyślnie zakończony. Pod koniec roku udało nam się także zrealizować projekt zakupu marki Becherovka – wyrazistego i kultowego brandu na rynku czeskim i słowackim, ale też dobrze rozpoznawalnego na kilku innych.
Podsumowując, 2023 rok zaskoczył nas podwyżkami surowców, ale miał też pozytywne wydarzenia, którymi były efektywna integracja z CEDC i przejęcie marki Becherovka.
Muszę przyznać, że był to dla mnie też rok nauki. Wydawało mi się, że przejmując firmę CEDC dużo już o rynku alkoholi wiemy, bo nie robi się takich transakcji bez porządnej analizy. O ile znałem stawki akcyzy i zapisy ustawy w tym zakresie, o tyle nie miałem pojęcia, że boisko, na które wchodzimy, jest mocno przechylone w jedną stronę. Polskie przepisy akcyzowe nie opodatkowują de facto alkoholu, tylko jego źródło pochodzenia. Podatek akcyzowy między drinkiem 5% a piwem 5% różni się trzy i półkrotnie! Mamy już w portfolio sporo produktów smakowych, ale przegrywają z piwem – akcyzą. Dziwi mnie to, że tak proste rzeczy jak zawartość alkoholu są tak skomplikowane i udzielana jest dyskonta podatku od grzechu.
Pozostańmy jeszcze przy marce Becherovka i transakcji przejęcia jej oraz zakładu produkcyjnego wraz z magazynem w Karlovych Varach w Czechach od Pernod Ricard. Jaki ma Pan pomysł i strategię na rozwój marki Becherovka?
Z racji dynamiki procesu nabycia tego typu aktywów, na który wpływ mają wymogi prawne, rozwój produktu musi być nieco odsunięty w czasie. Mam nadzieję, że do końca tego roku wypracujemy już strategię działania. Inna jest pozycja rynkowa Becherovki w Czechach i na Słowacji, a inna w pozostałych krajach, w których jest dostępna. Na pewno jest to marka rozpoznawalna w Polsce, ale trudna do kupienia. Dlatego na początek zajmiemy się tym, co potrafimy robić najlepiej, czyli postaramy się, żeby była ona obecna na półkach. Becherovka to marka, która wpisuje się w format popularnych likierów, tzw. bitterów. Nawyki konsumpcyjne między poszczególnymi generacjami konsumentów zmieniają się. Obecnie dla pełnoletnich, młodych ludzi, którzy mogą sięgnąć po alkohol, nie do przyjęcia jest teza, by miał on nie smakować. Jest to podstawowa zmiana. Dlatego widoczny jest renesans alkoholi smakowych. Więcej smaku, mniej alkoholu – marka Becherovka odpowiada właśnie na ten trend.
Ramy prawne systemu kaucyjnego zostały określone, a przepisy zaczną obowiązywać od 1 stycznia 2025 r. Ministerstwo Klimatu planuje jednak wprowadzenie kolejnych zmian. Jak ocenia Pan ramy tego systemu, możliwość jego wdrożenia od stycznia i zmiany, jakie są planowane jeszcze przed wejściem w życie tych przepisów?
Generalna regulacja, która została zapisana w ustawie pierwotnej, została przyjęta z dużym opóźnieniem, co stawia całą branżę w dyskomforcie czasowym. Z jednej strony mamy obowiązek wprowadzenia systemu na początku przyszłego roku, z drugiej zaś określono przepisy tylko rok przed tym obowiązkiem. To czyni całą sprawę naprawdę karkołomnym przedsięwzięciem. Natomiast drugim zagadnieniem są zmiany, które dopiero teraz są zapowiadane przez Ministerstwo Klimatu i idą one w dobrym kierunku, jaki postulowały branże objęte tym systemem. Podążanie kaucji za opakowaniem jest kluczowe, kiedy zdecydowaliśmy się na system wielu operatorów. Inaczej rozliczenie tego systemu w momencie, kiedy na końcu będzie kilku uczestników rynku, przynajmniej na początku, byłoby skomplikowane. Odroczenie wejścia do projektu opakowań po mleku jest rozwiązaniem tylko częściowym. Postulujemy, by takie opakowania się tam nie znalazły, ponieważ nie niosą żadnych korzyści dla całego systemu, a stanowią duże zagrożenie mikrobiologiczne, a w efekcie gorszej jakości surowiec rPET. Co do przesunięcia terminu – na razie nie ma o tym mowy. Mamy jasne stanowisko – wprowadzamy ten system od 2025 r. A szkoda, bo to dla nas bardzo ważne, czyli przesunięcie wejścia w życie o rok, aby się lepiej przygotować. Mamy zespół firm napojowych, które chcą się zaangażować oraz pracujemy nad umową spółki, którą powołujemy. Wystąpiliśmy już o wszystkie wymagane zgody. Oczywiście, wiele aspektów z tym związanych wymaga czasu. Mam nadzieję, że w momencie, kiedy w czwartym kwartale zobaczymy, na jakim etapie jesteśmy, wrócimy do rozmowy o datach. Zakładam racjonalizm ustawodawcy. Uważam, że obecna data jest po prostu nierealna.
System kaucyjny jest częścią większej całości i to, co mnie martwi w tym podejściu, to brak szerszego spojrzenia. Od roku 2025 każde nasze plastikowe opakowanie wprowadzone na rynek będzie musiało zawierać minimum 25% rPET, czyli plastiku z recyklingu. Zawartość rPET w opakowaniu ma wzrastać do 2030 roku, aż do osiągnięcia poziomu 30%. Wydaje się, że idea jest szlachetna i uda nam się to osiągnąć. Natomiast oczekiwałbym od planisty szerszego spojrzenia. Plastiku, w odróżnieniu od stali, nie da się bez końca przetapiać. O ile stal po każdym następnym przerobieniu staje się lepszym materiałem, o tyle plastik się degraduje i żeby nadawał się do wytworzenia opakowania spełniającego określone standardy, wymaga na pewnym etapie domieszki pierwotnego plastiku. Dlatego branża spożywcza powinna w pierwszej kolejności bazować i mieć dostęp do tzw. virgin PET, bo opakowania do żywności muszą być najwyższej jakości, a ta zależy od jakości surowca. Natomiast obowiązek korzystania z wielokrotnie przetworzonego plastiku rozłóżmy na cały łańcuch branż, które z niego korzystają, ale gdzie jego jakość nie ma kluczowego znaczenia, jak choćby w doniczce na kwiatki.
Zajmujemy się wycinkiem, nakładamy – wydaje się – ideologicznie słuszne ograniczenia, natomiast całości sytuacji nie poprawiamy i to jest przykre. Jesteśmy bombardowani narracją o obecnym w wodach i w powietrzu mikroplastiku. Warto by było zadać sobie pytanie, skąd pochodzi ten plastik? W oczywisty sposób przyjmujemy, że jego źródłem są plastikowe butelki, co jest absolutnym nieporozumieniem. To wszystko pochodzi przede wszystkim z prania naszej odzieży, która w dużej części wytwarzana jest z włókien na bazie plastiku.
Składamy dużą obietnicę wobec konsumentów, że tego typu działaniami poprawimy jakość naszego środowiska. Ale jest to, póki co, niespełniona aspiracja. Nie nakładając pewnych ograniczeń na inne formy wykorzystania plastiku, praktycznie nie robimy nic, aby ta najbardziej groźna forma jego występowania miała ulec redukcji. Jeśli chcemy racjonalnie gospodarować plastikiem, musimy rozpatrywać to zagadnienie na całym łańcuchu jego przetworzenia. Tylko takie podejście ma sens.
Innym przykładem jest wchodzący w tym roku obowiązek przymocowania zakrętki do opakowania. Tego typu zmiana powoduje, że wszyscy w branży musieliśmy zlecić nowe formy, dostosować maszyny i ponieść gigantyczne koszty. Co więcej, konstrukcja zakrętki z elementem trzymającym jest minimalnie cięższa od wcześniejszego rozwiązania. Jaki mamy efekt? Więcej plastiku i wysokie koszty nałożone na całą branżę, które – de facto – musi pokryć konsument. Oczywiście są to wymogi prawa i je spełniamy. Natomiast smutne jest to, że te koszty przekładają się na konsumenta oraz w szerszej perspektywie na obniżenie rentowności i zdolności konkurencyjnej europejskiego przemysłu.
Jakie widzi Pan największe wyzwania, a jakie możliwości dalszego wzrostu dla Grupy Maspex w ciągu najbliższych kilku lat?
Skupiamy się na tym, na co mamy wpływ, czyli na poziomie naszych kosztów, a także jakości naszego marketingu oraz wykonywanej pracy związanej z rynkiem. To są rzeczy, które możemy kontrolować, a efekt tych prac jest gwarantowany. Mówiąc o tym, co jest przed nami – to jak wspomniałem – weszliśmy w duży biznes alkoholowy, co jest dla nas jakościową zmianą. Jesteśmy na finiszu przejęcia marki Becherovka. To ukształtuje nasze prace na najbliższy rok.
Przed nami wprowadzenie także istotnej nowości – wprowadzamy napoje gazowane. To duży segment rynku, który chcemy eksplorować, zwłaszcza w zakresie wariantów owocowych. Zajmujemy się zarówno wzrostem organicznym biznesu, jak i śledzimy otoczenie pod względem potencjalnych przejęć. Od strony finansowej mamy konserwatywne podejście – jesteśmy obecnie netto w długu za sprawą dużego przejęcia, co było dobrą strategią na czasy szalejącej inflacji. Pora na odbudowanie naszych zdolności finansowych, wkładu własnego i czekanie na następną okazję do akwizycji.
Z punktu widzenia działań „pointegracyjnych” – ruszamy w przyjętym biznesie CEDC z istotnym strumieniem inwestycyjnym. Mamy już pozwolenie na budowę, wiemy, co i gdzie powstanie, np. w Obornikach zmienimy oblicze zakładu. Realizujemy duże inwestycje również w Tymbarku, jesteśmy aktywni pod tym względem w Tychach, po pewnej przerwie wracamy z inwestycjami także do Wadowic. Wydamy w tym roku na te cele 650 mln złotych.
W związku z rozwojem naszego biznesu powstaje wiele ciekawych miejsc pracy. Rozwijamy program praktyk na poziomie studenckim i szkół zawodowych. Pracownicy, którzy z nami zostają po tego typu stażach, a jest to nawet od 30 do 40 procent osób, już wiedzą, na co się decydują. Angażujemy się także w duży projekt edukacyjny w Wadowicach – Campus Bemke. Powstaje placówka edukacyjna z bardzo innowacyjnym podejściem, która docelowo będzie prowadziła programy na poziomie przedszkola, szkoły podstawowej i liceum. Powinno to w fundamentalny sposób zmienić oblicze edukacyjne naszych Wadowic.
Dziękujemy za rozmowę.
tagi: Grupa Maspex , rynek spożywczy , sprzedaż , handel , konsument , FMCG , hurt , detal , produkty spożywcze , nowości , przemysł spożywczy , sieci handlowe , sklepy spożywcze ,
Jubileuszowy punkt mieści się w wyjątkowym miejscu:...
Polska Izba Handlu oraz Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji...
Ostatni kwartał br. zaczął się ponadprzeciętnym wzrostem...
Szara strefa na rynku...
Kontrowersyjna wrzutka legislacyjna...
Inflacja przekładająca się na presję płacową, rosnące...
Firmy czekają kłopoty...
Według badania UCE RESEARCH i ARI10, 38,1% dorosłych Polaków...