To co dzieje się w polskim handlu detalicznym w ciągu kilku lat może przeorać polski rynek obrotu produktami FMCG. Tempo zmian przypomina nieco to z drugiej połowy lat 90-tych, gdy na rynek weszli wielcy międzynarodowi operatorzy handlowi.
Lato, a w szczególności typowo urlopowy sierpień, nie przyniosły tak spektakularnych wydarzeń, z jakimi mieliśmy do czynienia w całym pierwszym półroczu. Jednak procesy rozpoczęte już przed kilkoma miesiącami przyspieszyły na tyle, że ich efekt będzie niezmiernie istotny dla kształtu polskiego rynku handlowego już w najbliższym czasie. I chodzi tu zarówno o sprawy dziejące się w obrębie samego obrotu produktami FMCG, jak i rozgrywające się w całym otoczeniu ekonomicznym handlu.
Ze szkodą dla tradycyjnych
Być może w cichym przewidywaniu nadejścia gorszych czasów wiele sieci handlowych, także tych największych, podejmuje szereg działań modernizacyjnych mających na celu lepsze dostosowanie swojego funkcjonowania do potrzeb i oczekiwań klientów. Nowe koncepcje swoich placówek handlowych wdrażają takie sieci jak Kaufland, Chata Polska czy Polomarket. Biedronka planuje inwestować w mniejsze placówki o powierzchni do 500 mkw. więcej niż do tej pory. Nową strategię rozwoju w Polsce przyjmuje Auchan, który planuje wejście we franczyzę. Swoje polskie operacje handlowe porządkuje Tesco przeprowadzając potężne cięcia w zatrudnieniu. Nowe elementy wciąż pojawiają się w ofercie Żabki, której charakter convenience jest coraz częściej łączony z funkcjami usługowo-restauracyjnymi. Wdrażanie nowych strategii handlowych idzie w parze z unowocześnianiem całego procesu sprzedaży, głównie poprzez systemy informatyczne. W tych przypadkach chodzi przede wszystkim o obniżenie kosztów funkcjonowania placówek handlowych w warunkach, gdy coraz częściej brakuje rąk do pracy. Tym bardziej, iż praca ludzka staje się w handlu z miesiąca na miesiąc coraz droższa. Powszechne wprowadzenie do sklepów kas samoobsługowych staje się coraz bardziej realne. Rozwijane są systemy płatności elektronicznych, tymczasem coraz więcej firm, m.in. Lidl i Auchan, wykorzystuje w procesie sprzedaży specjalne aplikacje w smartfonach.
Działań tego typu można by wymienić o wiele więcej. Symptomatyczny jest natomiast fakt, iż nasilenie tych przedsięwzięć ma miejsce właśnie teraz, gdy wydawałoby się, że przy stale rosnącej sprzedaży takie zmiany nie są konieczne. Albo więc wcale nie jest tak dobrze, jak wskazywałyby statystki, albo detaliści stali się na tyle mądrzy i ambitni, iż chcą unowocześnić swoje biznesy tak, aby przez co najmniej kilka lat nie kłopotać się kolejnymi działaniami modernizacyjnymi. Prawdopodobnie jednak oba te czynniki leżą u podstaw tych działań (podejmowanych głównie przez największe sieci handlowe). W konsekwencji może to oznaczać kolejne osłabienie tradycyjnego, niezsieciowanego handlu detalicznego, którego pozycja na rynku jest coraz słabsza. Spadek liczby takich placówek nie został bowiem zahamowany i z miesiąca na miesiąc jest ich coraz mniej.
Dlatego coraz silniejsze są niektóre sieci franczyzowe organizowane przez największych dystrybutorów hurtowych. A głównie przez Eurocash i Grupę Specjał, czyli te podmioty, które radzą sobie najlepiej i rozbudowują swój potencjał. Rzeszowska firma właśnie przejęła dużą kaliską hurtownię Arjago, która zarządzała rozbudowaną siecią sklepów Sami Swoi.
W obliczu wyborów
Zarówno Główny Urząd Statystyczny, jak i szereg instytucji badawczych deklarują, że sprzedaż detaliczna (mimo chwilowych wahań), z miesiąca na miesiąc wciąż wyraźnie rośnie. Handlowcy liczą na to, że spełnienie kolejnych obietnic przedwyborczych rządzącej koalicji pozwoli na utrzymanie tej tendencji nie tylko w najbliższym czasie, lecz także w perspektywie kilkuletniej. I być może się nie zawiodą, bowiem nawet opozycja uparcie deklaruje utrzymanie wprowadzonych przez rząd PiS-u transferów finansowych na rzecz różnych grup społecznych – od rodzin z dziećmi poczynając, poprzez emerytów, młodzież szkolną mogącą liczyć na coroczne dofinansowanie wyprawki, aż po osoby pracujące w wieku poniżej 26 lat, które przestaną płacić podatek PIT. Jednocześnie rząd zapowiada zrównoważony budżet na przyszły rok przy utrzymaniu wszystkich socjalnych „dokonań”.
I pięknie! Gdyby nie kilka zmian już widocznych w polskiej gospodarce. Przede wszystkim ostro ruszyły procesy inflacyjne, zaś ich siłą napędową okazał się w głównej mierze wzrost cen żywności. Wciąż co prawda oscylujemy w granicach celu inflacyjnego określonego przez Narodowy Bank Polski (2,5% rocznie) jednak czerwcowe odczyty udowodniły, że żywność drożeje w tempie o wiele wyższym. W lipcu i sierpniu, kiedy notowany był zazwyczaj spadek cen żywności, zjawisko to nie wystąpiło. Wzrost cen może nieco wyhamował, jednak nie na tyle, aby zrekompensować wiosenne podwyżki. Niewykluczone, że pochłonie on znaczącą część finansowego wsparcia rodzin, a wówczas – naturalną koleją rzeczy jest to, że wzrost sprzedaży detalicznej może wyraźnie zahamować. Dlatego prognozy wielu ekonomistów przewidują, że kolejne 500 plus nie zaowocują takim wzrostem popytu, na jaki liczą producenci i handlowcy.
Oczywiście zwolennicy obecnego rządu zakrzykną, że cztery lata temu ich przeciwnicy mówili to samo i prognoza taka się nie spełnia. To prawda. Jednak wysoki wzrost PKB w okresie minionych czterech lat, będący zresztą w dużej mierze pochodną wprowadzenia na rynek miliardów złotych w ramach programów społecznych PiS-u, nie będzie trwał w nieskończoność. Spowolnienie gospodarcze, a nawet nie daj Boże recesja, wydają się nieuchronne. Tak przynajmniej uczy nie tyle ekonomia, co jej historia z ostatnich kilkuset lat. A jeśli to przesilenie nastąpi, to wówczas transfery finansowe o charakterze społecznym nie tylko przestaną mieć znaczenie, ale i wzrost sprzedaży, także produktów FMCG, stanie się nierealny. Inflacja nie tylko pochłonie wszystkie beneficja, ale i dodatkowo zdusi słabnący wzrost gospodarczy...
Nie do obrony
Oczywiście dla miłośników sensacji, najciekawsze wydaje się to, co wciąż dzieje się wokół sieci franczyzowej SPAR. Do wydarzeń, o których informowaliśmy już na łamach naszej gazety, doszły w czerwcu nowe fakty. Spór o to, kto ma prawo do zarządzania i rozwijania sieci na rynku polskim, zaczyna nabierać rumieńców. Przypomnijmy, że należąca do Grupy Bać-Pol spółka SPAR Polska dowodzi, że wypowiedzenie jej umowy na prowadzenie sieci przez SPAR International nastąpiło z pogwałceniem prawa i dotąd obowiązującej umowy, a więc jest bezskuteczne. W związku z czym polska spółka nadal ma, jej zdaniem, prawo do bycia franczyzodawcą dla sieci w Polsce. Tymczasem holenderska centrala nadała już podobne uprawnienia południowoafrykańskiej firmie SPAR Group, która powołała nową spółkę do zarządzania siecią. Jednak po czerwcowym orzeczeniu sądu w Amsterdamie (uprawnionego ponoć według umowy jako najważniejszy do rozstrzygania tego typu sporów) wygląda na to, że większe szanse będzie miała spółka południowoafrykańska.
Rzecz byłaby może nawet zabawna, gdyby nie chodziło o jedną z większych sieci handlowych zrzeszających niemałą liczbę detalistów, którzy poświęcili czasami wiele lat pracy i środków finansowych, aby ich placówki handlowe spełniały naprawdę wysokie standardy jakościowe. Ponad 250 sklepów działających pod szyldem SPAR zapracowało na wizerunek, którego pozazdrościć im może naprawdę wiele innych sieci franczyzowych. Bez względu na to, jakie będzie ostateczne rozstrzygnięcie tego sporu, straci na nim polski handel jako całość, zaś handel tradycyjny w sposób szczególny.
Prawdę mówiąc wszystko wskazuje na to, że spółka SPAR Polska stoi w dużo trudniejszej pozycji posiadając (lub nie, jak twierdzi SPAR Group) licencję wydawaną przez holenderską centralę. Ta zaś chce, aby licencję posiadała inna firma, o dużo większej skali działalności. Dla Bać-Polu byłaby to jednak rezygnacja ze swoistej „perły w koronie”. Grupa Bać-Pol boryka się z ogromnymi kłopotami, de facto zwija działalność, a jej spółki znajdują się w fazie nieomal upadłości. Utrata licencji SPAR-a może dla niej oznaczać ostateczny upadek. Leszek Bać ma więc o co walczyć. Pomimo tego, że zaistniałe zamieszanie spowodowało, że ubiegłoroczny zysk spółki SPAR Polska, spadł aż o 70% mimo wyraźnego wzrostu obrotów.
Fakt, że rynek i konkurenci postrzegają całą sprawę w kategoriach raczej mało poważnych, czy wręcz operetkowych, to już zupełnie inna sprawa.
Czekamy więc na końcowy wynik sporu, w którym tak naprawdę w najtrudniejszej sytuacji znaleźli się sami franczyzobiorcy – nie wiedzą, na czym właściwie stoją. Wielu z nich skarży się, że nie może porozumieć się z kierownictwem SPAR Polska. A jednocześnie wciąż uruchamiane są placówki pod szyldem SPAR przez spółkę SPAR Polska, która zresztą publicznie chwaliła się na początku sierpnia doskonałymi wynikami finansowymi. Jak długo to potrwa – czas pokaże.
Witold Nartowski
Dziennikarz