Kocha Grecję i Włochy, i chociaż zwiedził cały świat, to najlepiej odpoczywa w swoim domku na wsi w Bieszczadach. Lubi pracę w ogrodzie, długie spacery z psem i czas z rodziną. O odskoczniach od świata wielkiego biznesu rozmawiamy z Markiem Moczulskim, Prezesem Zarządu Bakallad.
Jak wypoczywa po pracy Marek Moczulski – Prezes Bakallandu?
Myślami cały czas jestem z firmą. Bakalland stanowi dużą część mojego życia i nie jestem w stanie – nawet w wolnym czasie – zupełnie odciąć się od pracy. Staram się jednak szanować mój wolny czas i zrelaksować po powrocie do domu. Same te rytuały, jak przebieranie się w inny strój, to już jest zmiana i początek wypoczynku.
A w weekend?
W weekendy staram się nadrobić czas i spędzić go z rodziną, w szczególności z moją żoną. Niestety nasi synowie wyfrunęli z gniazda rodzinnego i nie mamy dla siebie tyle czasu, jak dawniej. Nasz wspólny wypoczynek zależy również od pory roku. Kochamy podróże, choć rzadko zdarza nam się jeździć gdzieś na weekendy, choć chcemy to zmienić i mamy zamiar zwiedzać Polskę. Mówi się, że u sąsiada trawa jest zawsze bardziej zielona i coś w tym jest. Złapaliśmy się na tym, że często wyjeżdżamy za granicę, zaniedbując nasz piękny kraj. Chcemy to nadrobić. Zwiedziłem praktycznie cały świat, byłem na wszystkich kontynentach i muszę przyznać, że tak pięknego i różnorodnego kraju, jakim jest Polska – nie ma… Góry, morze, piękne jeziora, lasy, dróżki czy urokliwe, niewielkie miejscowości – to wszystko jest u nas w kraju na wyciągnięcie ręki. A jeśli mam chwilę tylko dla siebie lubię pracować w ogrodzie, bowiem taka hobbystyczna praca bardzo mnie relaksuje i jest moją odskocznią od pracy i świata wielkich biznesów. Ogród to mój azyl. Kocham również zwierzęta i dlatego uwielbiam codzienne, długie wędrówki z moim psem.
Ulubione kierunki wakacyjne to …
Cenimy sobie wygodny wypoczynek, ale też zawsze chcemy poznać prawdziwą atmosferę miejsca, które odwiedzamy. Nasze ulubione kierunki, to zdecydowanie Grecja i Włochy. Moja żona bardzo lubi Rodos czy Kretę, na której byliśmy już kilkanaście razy. Mamy tam nawet zaprzyjaźnionych Greków, od których wynajmujemy sprzęt, chodzimy do restauracji, gdzie jadają rodowici Grecy. Nie przebywamy w jakimś ośrodku wypoczynkowym, ale poznajemy inną kulturę. To zupełnie innego rodzaju wypoczynek, kiedy wstaje się o czwartej rano, wypływa łodzią na otwarte morze z greckimi rybakami i łowi się ryby na wspólny posiłek.
A jakie jest Pana ulubione miejsce za granicą i w Polsce?
Moje ulubione miejsce za granicą to Grecja. W Polsce mam kilka ulubionych miejsc, jednym z nich są Bieszczady, a właściwie rejon przed Bieszczadami. Nie będę dokładnie mówił gdzie, ale jest to dla mnie szczególne miejsce. Kiedyś bardzo lubiłem i wciąż lubię Tatry i Zakopane, ale niestety wiele zmieniło się przez lata. Nadal czuję sentyment do tego miejsca, a w dodatku są to strony, bliskie mi ze względów rodzinnych. Obecnie jednak miasto stało się bardzo komercyjne, zatłoczone i hałaśliwe. Z jednej strony to bardzo dobrze, że przybywa tam wielu turystów, ale z drugiej – człowiek potrzebuje trochę przestrzeni dla siebie. To zapewniają mi w tej chwili Bieszczady, gdzie rzeczywiście wciąż jest mało turystów. Mogę zdradzić, że wybudowałem tam w środku małej wsi domek i mam swój staw. Cóż może być piękniejszego?
W takim razie jak Pan odpoczywa w takiej oazie spokoju?
Bieszczady to prawdziwa oaza spokoju i relaksu. Mam trochę lasu – w sumie kilkadziesiąt hektarów, zatem chodzę na długie spacery, a jesienią zbieram grzyby. Ciekawą formą relaksu jest jazda quadem, która w Polsce stała się dość popularna. A nie brakuje tam wspaniałych terenów, by aktywnie spędzić czas. Gdy tylko przyjeżdżam tam i oddycham świeżym powietrzem od razu lepiej się czuję. Kolejnym plusem tej lokalizacji jest brak zasięgu. Aby porozmawiać z kimś przez telefon komórkowy muszę jechać aż 7 kilometrów! Doszły mnie jednak słuchy, że niestety już w tym roku może pojawić się tam zasięg sieci komórkowej. Jedynym mankamentem jest długi, bo ponad 6-godzinny czas dojazdu z Warszawy.
Obowiązki prezesa, to również częste zagraniczne podróże służbowe. Które z wyjazdów najbardziej Pan wspomina?
Mam kilka takich wspomnień, ale opowiem o jednym... To był lot samolotem z jednego z miast w Iranie – do Teheranu. Poleciałem sprawdzić plantację i przetwórnię daktyli na granicy iracko-irańskiej. Będę to pamiętał do końca życia, ponieważ na lotnisko podstawili stary samolot, pewnie z lat 60-tych… Wszyscy byli poruszeni stanem wizualnym samolotu, nawet Irańczycy. Przeżegnałem się i miałem nadzieję, że jakoś dolecimy. Podczas lotu cały czas trzymałem kciuki i zastanawiałem się, czy uda się nam posadzić ten samolot. To było przeżycie! Powiem tak, w Polsce kiedyś był zwyczaj, że kiedy samolot lądował to ludzie klaskali i wie Pan, tam ludzie też klaskali… Jedyny raz za granicą spotkałem się z taką euforią ludzi po wylądowaniu, klaskali, że udało się bezpiecznie wylądować.
Gdyby mógł Pan teraz przenieść się w jedno miejsce na świecie na dzień lub dwa, to gdzie by się Pan przeniósł?
Zdecydowanie w Bieszczady. Szkoda tylko, że podróż tam trwa aż 6 godzin…
Jest Pan pasjonatem motoryzacji?
Samochód to dla mnie przede wszystkim środek transportu. Nie znam się na tym w ogóle, wiem tylko gdzie się wlewa benzynę, potrafię uzupełnić płyn do spryskiwaczy i nic więcej…
Czy robiąc zakupy spożywcze sprawdza Pan półkę z bakaliami i produktami Delecty?
Zawsze. Zresztą, to jest częścią mojego biznesu, bo ja też robię normalne „stop check-in”. Ale jak jestem na normalnych zakupach, to zawsze szukam naszych produktów i sprawdzam, jak są eksponowane.
Które z produktów Bakallandu to Pana ulubione?
Jest ich kilka. Z owoców suszonych najbardziej lubię miechunkę, daktyle i migdały. Natomiast z produktów bardziej przetworzonych – wprowadzone ostatnio tabliczki bardzo bakaliowe w czekoladowej polewie. Są rewelacyjne, wprost zajadam się nimi. Są to produkty, które zaczynają się bardzo dobrze sprzedawać i myślę, że to będzie jeden z bardzo poważnych produktów w naszym portfolio w najbliższych latach.
Bardzo dziękuję za miłą rozmowę.
Tomasz Pańczyk,
Prezes Wydawnictwa