Sprzedaż w handlu detalicznym wyraźnie rośnie. Mimo, iż ekonomiści przekonują, że koniec koniunktury jest coraz bliżej. Czy handlowcy zdążą przygotować się na gorsze czasy?
Pomysłowi detaliści
Kwiecień co roku jest dla handlu detalicznego miesiącem szczególnym. Z jednej strony to bowiem przednówek i okres świąteczny, zaś wyniki uzyskiwane przez sklepy detaliczne wyraźniej niż w pozostałych miesiącach określają kondycję obrotu produktami FMCG. Z drugiej natomiast to czas, kiedy największe firmy handlowe prezentują przynajmniej wstępne wyniki, jakie udało im się osiągnąć w roku minionym oraz w pierwszym kwartale bieżącego. Kwiecień 2018 roku miał dla opisu sytuacji w handlu dodatkowe znaczenie, bowiem możliwe już było dokonanie bardziej miarodajnej niż w marcu oceny wpływu na poziom sprzedaży nowych rozwiązań prawnych związanych przede wszystkim z wprowadzeniem wolnych od handlu niedziel.
Jak wiadomo sprawa ta rozpalała umysły rodaków od lat, jednak pod koniec minionego roku nabrała przyspieszenia legislacyjnego, a od 1 marca nowe zasady handlu w niedzielę weszły w życie. I cóż się okazało? Zarówno firmy handlowe, jak i konsumenci doskonale poradzili sobie z nową sytuacją. Już pod koniec marca było wiadomo, że detaliści notują nadal wysokie obroty, zaś w kwietniu pojawiły się oficjalne dane o tym, że sprzedaż nie tylko nie spadła w pierwszym miesiącu obowiązywania niedzielnych ograniczeń, ale wręcz wyraźnie wzrosła. Główny Urząd Statystyczny poinformował bowiem, że sprzedaż w handlu zwiększyła się średnio o ponad 8% w stosunku do marca roku poprzedniego, zaś w przypadku żywności aż o niespełna 14% Oczywiście można by przypuszczać, że wzrost ten był podyktowany mającymi miejsce na przełomie marca i kwietnia Świętami Wielkanocnymi, jednak nie w takiej skali. Czyli potencjalne straty wynikające z wprowadzenia wolnych od handlu niedziel okazały się w praktyce iluzoryczne. Trudno orzekać na ile trwała okaże się ta tendencja, należy jednak przypuszczać, że dzięki zapobiegliwości konsumentów handel na wolnych niedzielach znacząco nie straci.
Wspominałem już w tym miejscu, iż wszelkie prawne ograniczenia w działalności biznesowej przynoszą niespotykany wzrost inwencji twórczej wśród przedsiębiorców. Centra handlowe nieoczekiwanie stają się dworcami kolejowymi, zaś niektóre sieci przewidują prowadzenie działalności od i do północy w zależności od tego, czy mamy sobotę, czy poniedziałek. To jednak, z czym wystąpiła w kwietniu najliczniejsza w Polsce sieć handlowa przebiło wszystkie dotychczasowe pomysły. Żabka ogłosiła bowiem, że placówki sieci mają charakter punktów pocztowych, to zaś oznacza, że mogą pracować także w wolne niedziele. Sieć powołała się przy tym na umowy jakie jeszcze przed kilku laty zawarła z operatorami pocztowymi. W odpowiedzi przedsiębiorstwo państwowe jakim jest Poczta Polska zaprzeczyło, iż takie umowy z Żabką posiada. Jednak nie jest ona jedynym operatorem pocztowym w Polsce. Dyskusja na ten temat trwa i na przełomie kwietnia i maja nie było jeszcze wiadomo, czy sieć pod tym pretekstem uruchomi swoje placówki w najbliższą wolną od handlu niedzielę. Nie byłoby jednak nic dziwnego w tym, że spór ten może koniec końców trafić do sądu, trudno bowiem przypuszczać, aby tak duża sieć, mająca z pewnością niezłych prawników, coś takiego wymyśliła bez posiadania umów z operatorem pocztowym. Sytuacja wydaje się więc nie tyle poważna, co raczej zabawna i należy tylko z czysto poznawczym zainteresowaniem śledzić jak będzie się rozwijać w najbliższych tygodniach.
Koniunktura trwa
O wiele bardziej frapujące i poważne są natomiast wyniki sprzedaży, jakie w kwietniu podały niektóre największe sieci handlowe. Okazuje się, że koniunktura handlu, głównie detalicznym trwa i nic, póki co, nie wskazuje, aby mogło nastąpić jej zahamowanie. Biedronka w I kwartale bieżącego roku osiągnęła sprzedaż rzędu 12,3 miliarda złotych, co oznacza wzrost o 11,9% rok do roku. Biorąc zaś pod uwagę porównywalną liczbę sklepów (LfL) wzrost ten wypada na poziomie 8,6% Oczywiście sieci dyskontowe mają charakter szczególny, ale i inni gracze na rynku nie mają się czego wstydzić. Stokrotka w roku ubiegłym odnotowała przychody ze sprzedaży na poziomie 2,5 miliarda złotych, co oznacza wzrost rzędu 8,3% Rekordowy wynik na poziomie 1,17 miliarda złotych odnotował w roku minionym SPAR. Chata Polska poinformowała pod koniec kwietnia, że w pierwszym kwartale b.r. wzrost obrotów z porównywalnej liczby placówek pod tym szyldem wyniósł około 3% To niezły wynik biorąc pod uwagę fakt, iż mamy do czynienia z siecią franczyzową, która w dużej mierze opiera się o dostawy od dużego operatora hurtowego jakim jest Marol. A już od pewnego czasu wiadomo, że działalność hurtowa jest dla firm i sieci handlowych raczej sporym obciążeniem.
Klasycznym przykładem może być tu Eurocash, którego ubiegłoroczne wyniki okazały się dla analityków i udziałowców mało satysfakcjonujące. Firma, która ma w swoim portfolio prawie 15 tysięcy sklepów franczyzowych i własnych pod różnymi szyldami odnotowała jako całość o wiele słabsze obroty niż pierwotnie zakładano. To przede wszystkim efekt trudności jakie przeżywa część hurtowa Grupy odpowiadająca przecież za ponad 80% sprzedaży Eurocashu. Luis Amaral, Prezes Grupy poinformował nawet, że ważnym elementem procesu restrukturyzacji części hurtowej będzie wkrótce oddzielenie tej działalności od części detalicznej i powierzenie zarządzania oddzielnemu kierownictwu.
Kłopoty hurtu są nie tylko domeną Eurocashu. W podobnej sytuacji znaleźli się także pozostali najbardziej znaczący gracze. Najwięksi hurtownicy ograniczają więc zakres terytorialny swojej działalności licząc się z nadal słabnącą jej rentownością i koncentrując się na tych rynkach lokalnych, na których są w stanie wypracować realnie najlepszy zysk. Nieco lepiej radzi sobie jedynie Specjał, który budując od kilku lat logistyczną część swojej oferty umiejętnie dostosował swoje usługi logistyczne do zmieniających się warunków.
Podsumowując wyniki opublikowane przez firmy w kwietniu można więc stwierdzić, że koniunktura w handlu utrzymuje się na wysokim poziomie, dotyczy to jednak przede wszystkim działalności detalicznej. Powstaje oczywiście pytanie, na ile jest to silny trend, który dobrze przetrwa pogorszenie się ogólnej sytuacji gospodarczej, które zdaniem ekonomistów może nastąpić już w 2019 roku.
Kapitał nie ma narodowości
W kwietniu kontynuowane były także działania konsolidacyjne w polskim handlu. Stokrotka przestała być już firmą polską, a stała się litewską – Maxima Grup po zgodzie UOKiK-u przejęła ponad 97% akcji Grupy Emperia stając się tym samym głównym udziałowcem tej sztandarowej, budowanej przecież od podstaw przez polskie podmioty i największej przez lata firmy z obszaru handlu FMCG o czysto rodzimej proweniencji.
Rynek nadal natomiast oczekuje na zgodę urzędu w sprawie przejęcia przez Eurocash sieci Mila. Badanie przez UOKiK rynków lokalnych przedłuża się i wszyscy oczekują raczej zgody warunkowej, czyli zmuszenia nabywcy do sprzedaży niektórych placówek handlowych podmiotom trzecim. Wciąż nieznany jest także los Piotra i Pawła, o której to sieci mówi się, iż gotowy jest ją wykupić duży zagraniczny kapitał. Póki co dzięki środkom pozyskanym po przejęciu sieci przez fundusze z grupy TFI Capital Partners, sytuacja Piotra i Pawła wyraźnie się poprawiła i firma coraz lepiej jest przygotowana na powitanie nowego inwestora.
Po sprzedaży Piotra i Pawła na polskim rynku z dużych sieci handlowych tylko trzy będzie można z czystym sumieniem określić mianem w pełni polskich podmiotów. To przede wszystkim sieci Topaz i Polomarket, chociaż w ich przypadku także pojawiają się różne plotki i spekulacje. Trzecią z tych sieci jest Dino, która jednak jako giełdowa spółka publiczna w każdej chwili może zmienić swój status. W tej sytuacji prawdziwie polskimi sieciami pozostają głównie sieci franczyzowe i to przede wszystkim te skupione wokół krajowych hurtowników. Rzecz jasna w ramach franczyzy oferowanej przez zagraniczne podmioty jak Carrefour, lub opartych o wzorce międzynarodowe jak SPAR działają polscy detaliści i z tego punktu widzenia są to sieci polskie. Podobnie jak operatorzy skupieni wokół Grupy Eurocash. Mimo to pytania o prawdziwy charakter tych sieci pozostają wciąż aktualne. Jedno natomiast jest pewne: kapitał, czy tego chcemy, czy nie, nie ma narodowości. I warto się z tym pogodzić...
Witold Nartowski
Dziennikarz