Rozpoczynający się rok zapowiada się nie mniej ciekawie niż poprzedni. Ubiegłoroczna koniunktura przyniosła handlowcom wiele nadziei, ale i rozczarowań. Czy uda się utrzymać dotychczasowe wyniki, a handel FMCG będzie mógł powiedzieć za niespełna rok: jest dobrze?
Koniunktura to nie wszystko
Handel ma za sobą niezwykle udany rok. Trudno się temu dziwić biorąc pod uwagę fakt, iż wysoki, prawie 5-procentowy wzrost PKB w roku ubiegłym generowany był przez dwa czynniki: popyt wewnętrzny oraz eksport. Popyt ten zaś wynikał z jednej strony z realizacji rządowego programu 500+, z drugiej natomiast ze śladowego w wielu przypadkach bezrobocia, czego efektem okazał się znaczący wzrost płac w wielu dziedzinach gospodarki. W konsekwencji przez cały miniony rok 2017 sprzedaż detaliczna rosła, aby pod sam koniec roku, w okresie przedświątecznym, sięgnąć w wielu przypadkach rekordowych poziomów. Dość wspomnieć, że wiele placówek handlowych odnotowało w grudniu wzrost tej sprzedaży nawet o ponad 20% w porównaniu do roku poprzedniego.
Wszystko to jednak tylko statystyka. Należy bowiem pamiętać, że w tym tak udanym sprzedażowo roku prawie 4,5 tys. sklepów spożywczych wypadło z rynku. A to oznacza, że ponad 5% spożywczych placówek handlowych nie tylko nie skorzystało z doskonałej koniunktury, ale wręcz na niej straciły i musiały zaprzestać działalności. Dotyczyło to przede wszystkim sklepów mniejszych, niezrzeszonych w sieciach handlowych, czy to franczyzowych, czy własnościowych. Chociaż jeszcze niedostępne są szczegółowe dane z poszczególnych firm, już teraz wiadomo, że za ubiegłoroczny wzrost sprzedaży detalicznej odpowiadają przede wszystkim sieci dyskontowe oraz duże sklepy spożywcze i małe supermarkety. Dowodem na tę tezę może być niebywały wręcz sukces sieci Dino, która po debiucie giełdowym w kwietniu ubiegłego roku utrzymuje nie tylko rzadko spotykany wzrost liczby placówek, ale i wysoką sprzedaż oraz rentowność. Marek Theus, szef grupy zakupowej MerCo i właściciel kilkunastu dużych placówek handlowych na Pomorzu przyznaje, że sam nie spodziewał się takich wyników sprzedażowych, jakie jego sklepom udało się osiągnąć w ubiegłym roku i pierwszych tygodniach bieżącego. I to częstokroć w lokalizacjach nieopodal dyskontowych konkurentów.
Dyskonty stały się bowiem najbardziej znaczącym beneficjentem obecnej koniunktury. Okazało się, że mimo poprawy sytuacji ekonomicznej konsumentów czynnik cenowy odgrywa wciąż najważniejszą rolę w procesie decyzji zakupowych. Tym bardziej, iż cztery sieci dyskontowe działające na polskim rynku, Biedronka, Lidl, Netto i Aldi świetnie dostosowały swoją ofertę do zmieniających się potrzeb klientów i zaczynają w coraz większym stopniu przypominać supermarkety. Natomiast sieci zmierzające w kierunku delikatesowym, z szeroką, ale droższą ofertą przeżywają kłopoty. Piotr i Paweł już szuka inwestora, zaś o Almie niedługo nikt już nie będzie pamiętał. Królują dyskonty i zdaniem wielu specjalistów trend ten utrzyma się także w najbliższych latach, dopóki sieci te nie przekroczą liczby 5 tysięcy placówek, co może oznaczać pewne nasycenie rynku tego rodzaju placówkami.
Co z hurtem?
Okazuje się jednak, że koniunktura, która dla większości detalu stała się okazją do zdecydowanej poprawy wyników, dla działalności hurtowej niekoniecznie. Poza Eurocashem, który dysponuje potężnym zapleczem detalicznym, większość największych firm hurtowych przeżywa spore kłopoty. Posiadające aspiracje ogólnopolskie takie hurtownie jak Bać-Pol czy Marol wracają poniekąd do korzeni likwidując znaczącą część oddziałów terenowych. Odcinają więc te części biznesu, które okazały się nierentowne. GK Specjał zachowując swój ogólnopolski charakter nie liczy już na wyraźną poprawę rentowności stawiając przede wszystkim na wzrost obrotów jako główny czynnik poprawy wyników finansowych. Krzysztof Tokarz, prezes Grupy, który przed kilku laty zapowiadał dążenie do uzyskania rentowności na poziomie 1% obecnie przyznaje, że celu tego nie udało się osiągnąć i należy intensywnie rozwijać zaplecze detaliczne posiadanych hurtowni. Podobnie robią Robert Siemiński z Marolu i Leszek Bać, szef Bać-Polu. Pierwszy rozwija sieć Chata Polska, drugi zaś sieci SPAR i Słoneczko. Wszyscy więc idą tą drogą, którą już przed kilku laty obrał Eurocash: stworzenia dla działalności hurtowej silnego i nowoczesnego zaplecza detalicznego.
O tym, że działalność hurtowa słabnie z roku na rok wiadomo od kilku lat. Coraz więcej mniejszych hurtowni likwiduje działalność, część jest przejmowana przez potentatów, ale i ci przeżywają coraz większe kłopoty. Hurt w coraz większym stopniu pełni rolę zaplecza logistycznego dla sieci detalicznych. Tym bardziej, iż producenci i dostawcy gotowi są dostarczać produkty i negocjować bezpośrednio z detalem. Wszystko to powoduje, że perspektywy rozwoju działalności hurtowej wyglądają obecnie bardzo mizernie. Z jednej strony daje osobie znać dominacja Eurocashu, z drugiej zaś nie zawsze wystarczające zapleczy logistyczne istniejących hurtowni. Już jakiś czas temu prezes Specjału przyznawał, że hurt będzie raczej organizował logistykę dla sieci detalicznych pełniąc wobec nich służebną rolę zaplecza magazynowo-logistycznego. To jednak oznacza, że większość hurtowni nie jest do takiej formy działalności przygotowana i musi się liczyć ze sporymi kłopotami, mimo utrzymującej się koniunktury w handlu detalicznym. Oczywiście nie oznacza to, że hurt zaniknie, ale na pewno ulegnie pewnemu ograniczeniu, zaś najlepiej poradzą sobie te podmioty, które dostosują swoją działalność do potrzeb handlu detalicznego, czy to poprzez specjalizację produktową, bądź usługową.
To może być ciekawy rok
Czego więc może oczekiwać handel produktami FMCG w rozpoczynającym się właśnie roku 2018? Wiadomo co prawda, że koniunktura gospodarcza prawdopodobnie utrzyma się nadal, chociaż być może już nie na takim poziomie, jak w roku ubiegłym. Niedobór inwestycji, które są zazwyczaj gwarantem dłuższego utrzymywania się wzrostu gospodarczego może dać o sobie znać już w roku bieżącym. Ponadto handel będzie funkcjonował w coraz trudniejszych i niezależnych od niego warunkach prawnych i organizacyjnych. Pod koniec stycznia prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę o ograniczeniu handlu w niedzielę, to zaś dla większości placówek handlowych będzie się wiązało z wyraźnym spadkiem obrotów. I to dla tych placówek, które dotąd charakteryzowały się najwyższym wzrostem obrotów. Poradzą sobie z tym najmniejsze sklepy i placówki na stacjach benzynowych oraz te sklepy convenience, które będą mieścić się w przewidzianej ustawowo granicy powierzchni handlowej. Nie zmienia to faktu, że średni poziom sprzedaży będzie wyraźnie niższy niż w roku ubiegłym.
Dodatkowe trudności może przeżywać także hurt, który obawia się o poniedziałkowe dostawy do sklepów, które zazwyczaj przygotowywane były w niedzielę. A to przy trudnej sytuacji ekonomicznej wielu hurtowni może się okazać dla nich gwoździem do trumny.
Prezydent Duda podpisał także ustawę pozwalającą gminom ograniczać sprzedaż alkoholu w godzinach nocnych i samodzielnie regulować ilość wydawanych licencji. Trudno ocenić, na ile przyjęte rozwiązania pogorszą warunki obrotu alkoholem (w tym także piwem), doświadczenie uczy jednak, że z pewnością będzie gorzej niż dotychczas.
Przewiduje się natomiast utrzymanie niskiego bezrobocia, a w konsekwencji niedoboru rąk do pracy. To zaś oznacza dalszy wzrost kosztów funkcjonowania placówek handlowych, tym bardziej, iż pracownicy z Ukrainy oczekują płac na poziomie podobnym do pracowników polskich. I nie zostanie to zrekompensowane wzrostem inflacji, która w roku minionym szczęśliwie zastąpiła nielubianą przez handel deflację.
W skali makro natomiast należy oczekiwać kontynuacji procesów konsolidacyjnych w handlu. Zapowiada to ogłoszenie przez Piotra i Pawła, że poszukuje inwestora zewnętrznego i informacja Grupy Emperia o zamiarze sprzedaży kontrolnego pakietu akcji Stokrotki litewskiej Grupie Maxima. Tu może być ciekawie, bowiem transakcję tę próbuje zablokować Eurocash. Można także spodziewać się kolejnych działań konsolidacyjnych, gdyż większość dużych firm handlowych postrzega takie działania jako drogę do poprawy swojej sytuacji. Tym bardziej, że fundusze inwestycyjne dysponują sporymi zasobami gotówki.
Witold Nartowski
dziennikarz