Mamy za sobą rok 2017. Rok szczególny także dla handlu detalicznego, ponieważ procesy jakie rozpoczęły się w okresie 12 minionych miesięcy mogą mieć długofalowe skutki właśnie dla detalu FMCG także w roku bieżącym i latach następnych.
Piotr i Paweł szuka inwestora
Zmiany, jakie obserwowaliśmy w ciągu całego minionego roku znalazły swoją kontynuację, a może ukoronowanie w grudniu, tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Ogłoszenie przez grupę Piotr i Paweł informacji o rozpoczęciu procesu poszukiwania inwestora dla spółki zarządzającej jedną z najsłynniejszych krajowych sieci detalicznych dla wielu okazało się dużym zaskoczeniem. Rok jako całość charakteryzował się co prawda nienotowaną dotychczas liczbą zmian własnościowych wśród rdzennie polskich sieci handlowych, mało kto jednak oczekiwał, że taki podmiot jak Piotr i Paweł zdecyduje się na wpisanie w podobny trend. Sprzedaż Milo, poszukiwanie inwestora przez Stokrotkę, czy sprzedaż na giełdzie udziałów w sieci Dino zapowiadane było o wiele wcześniej, nikt jednak nie spodziewał się, że podobna operacja czeka Piotra i Pawła.
Poznańska sieć przez prawie 30 lat postrzegana była jako jeden z najbardziej udanych, czysto polskich konceptów handlowych. Przez te lata uważano, że Piotr i Paweł wyznaczył standard rodzimego supermarketu o charakterze delikatesowym i dla większości konkurentów był wzorcem, do którego starali się dorównać. Zazwyczaj bezskutecznie. Przez ten okres sieć rozwijała się właściwie tylko organicznie, jeśli pominąć zmiany własnościowe dotyczące poszczególnych sklepów i wchodzenie placówek handlowych w system fanczyzowy. Ponadto firma, jak żadna inna, miała charakter czysto rodzinny. Założona przez Eleonorę Woś i jej synów – Piotra i Pawła, była przykładem jak można tego typu przedsiębiorstwo rozwinąć w dużą ogólnopolską firmę zachowując standardy i wartości charakterystyczne dla przedsięwzięć rodzinnych. W tym kontekście trudno się dziwić temu, iż decyzja o poszukiwaniu inwestora była dla rynku niemałym zaskoczeniem. Czy jednak nie było to do przewidzenia?
Cały rodzimy biznes rozpoczynający działalność u progu lat 90-tych znajduje się obecnie w szczególnym momencie. Wkrótce minie 30 lat jego funkcjonowania, a to oznacza czas na zmianę warty. Ludzie, którzy powołali firmy do życia i walczyli o ich rozwój przez trudne dziesięciolecia mają prawo być zmęczeni tymi latami. A o następców niełatwo. Dzieci w wielu przypadkach chcą iść własnymi drogami, czasami ich po prostu nie ma, a firmy ze względu na swoją skalę i zobowiązania tak ekonomiczne, jak i społeczne, muszą nadal funkcjonować. Dlatego wielu przedsiębiorców wycofuje się z bieżacej działalności. Podobnie jest w handlu produktami FMCG – wycofali się twórcy Grupy Emperia Artur Kawa i Jarosław Wawerski, Artur Kasner, współtwórca Polomarketu, a potem i sieci Mila sprzedaje biznes Eurocashowi, zaś Marek Stodółka, współtwórca Delikatesów Centrum po sprzedaży spółki zajmuje się obecnie uprawą winorośli. Może teraz nadszedł czas na rodzinę Wosiów?
Niedziela nie będzie dla nas...
Grudzień minionego roku to także czas, w którym Prawu i Sprawiedliwości udało się dopiąć szereg projektów legislacyjnych, o które walczyło ono prawie od początku roku. I nie mam tu na myśli ustaw sądowych, które tak wzburzyły dużą cześć opinii publicznej w Polsce oraz prawie całej Europie, ale o od tak dawna zapowiadany projekt Solidarności o ograniczeniu handlu w niedzielę. Ostatecznie zdecydowano się na stopniowe dochodzenie do sytuacji, w której we wszystkie niedziele w roku sklepy będą przymusowo zamknięte: w tym roku dwie niedziele w miesiącu, w roku przyszłym trzy, zaś rok 2020 będzie rokiem całkowitego zakazu handlu w niedzielę. Oczywiście poza Solidarnością mało kto jest z tych rozwiązań zadowolony. Klienci, bo przyzwyczaili się kupować także w dni świąteczne, handlowcy, ponieważ trudnej będzie im wypracować dotychczasowe obroty, a także wielu pracowników, dla których praca w niedzielę była możliwością zarobienia większych pieniędzy. Tak, czy inaczej argument rodzinno-religijny związku zawodowego okazał się silniejszy i zakupy będzie trzeba robić wcześniej, lub później, ale nie w niedzielę.
Zakaz ma obowiązywać od marca tego roku, kiedy to pierwsze dwie niedziele w miesiącu sklepy będą musiały zamknąć podwoje. Wówczas w praktyce okaże się, jakie będą konsekwencje tego zakazu. Najtrudniejszy może się on okazać dla centrów handlowych, które łączą przecież funkcje zakupowe z gastronomicznymi i rozrywkowymi. Sklepom poza galeriami handlowymi będzie z pewnością łatwiej, chociaż i tu istnieje obawa spadku obrotów placówek handlowych, także spożywczych. To zaś może zaowocować kłopotami finansowymi, a nawet bankructwami wielu sklepów.
Wszystkiego dowiemy się już wkrótce. Do marca już tylko niespełna dwa miesiące, zaś pół roku później będzie można wiarygodnie ocenić konsekwencje nowych rozwiązań prawnych.
W oparach koniunktury
Rok 2017 charakteryzował się od dawna nienotowanymi wynikami makroekonomicznymi. Wzrost gospodarczy w Polsce sięgnie prawdopodobnie około 4,5%, sytuacja budżetu, mimo wydatków 500+ jest z miesiąca na miesiąc lepsza, zaś bezrobocie jest najniższe od kilkudziesięciu lat. Jednocześnie ruszyła inflacja, która po 2 latach deflacji, napędza sprzedaż, także detaliczną. Również inne gospodarki europejskie notowały po raz pierwszy od lat tak znaczący wzrost gospodarczy. Wszystko wskazuje na to, że sprawdzają się przewidywania wielu ekonomistów z roku 2008, że skutki ówczesnego kryzysu finansowego przestaniemy odczuwać dopiero po prawie 10 latach.
W Polsce wzrost gospodarczy wynika przede wszystkim ze wzrostu eksportu oraz konsumpcji wewnętrznej. To oczywiście skutek zarówno programu 500+, jak i wzrostu płac powodowanego malejącym bezrobociem. Niestety, co jest złym prognostykiem na przyszłość, nie rosną inwestycje, co byłoby gwarancją dłuższego utrzymania się koniunktury. Tak czy inaczej wysoka konsumpcja dla handlu detalicznego jest błogosławieństwem. Nie ma co prawda jeszcze ostatecznych wyników za grudzień minionego roku, wiadomo jednak z poprzednich miesięcy, że sprzedaż detaliczna, w tym sprzedaż żywności, była coraz większa. A to powoduje, że i kondycja handlu detalicznego produktami FMCG sukcesywnie się poprawia. Tym samym sytuacja ekonomiczna większości placówek handlowych stawała i staje się coraz lepsza. Oczywiście są sklepy, a nawet sieci handlowe przeżywające kłopoty (patrz Małpka Express), jednak w większości przypadków zarówno grudzień, jak i cały 2017 rok, detaliści mogą uznać za udany. Tym bardziej, iż rządowi nie udało się wprowadzić niektórych rozwiązań prawnych, które detalistom mogłyby utrudnić życie, przede wszystkim podatku handlowego, na kształt którego nie wyraziła zgody Komisja Europejska.
Wszystko to nie oznacza jednak, że detaliści działali w minionym roku w warunkach beztroskiego błogostanu, bowiem pojawiły się kłopoty, z którymi jeszcze nigdy nie mieli do czynienia. Z miesiąca na miesiąc bowiem pogarszała się sytuacja na rynku pracy (pogarszała z punktu widzenia firm, z perspektywy pracownika polepszała). O pracowników było z miesiąca na miesiąc trudniej i nawet dopływ siły roboczej z Ukrainy nie rekompensował coraz powszechniejszych braków. To zaś oznaczało, że koszty funkcjonowania handlu były z miesiąca na miesiąc wyższe, bowiem aby utrzymać zatrudnienie trzeba było wyraźnie więcej płacić. Oczywiście procesy inflacyjne, w tym znaczący wzrost cen żywności, do pewnego stopnia redukują skalę tych kosztów, jednak nie likwidują problemu jako takiego.
Mimo to handel detaliczny może patrzeć w przyszłość, także najbliższą, czyli rok 2018, z optymizmem. Wszystko wskazuje bowiem na to, że ubiegłoroczne wzrosty sprzedaży mają szanse utrzymać się również w tym roku, to zaś oznacza, że i rok bieżący okaże się dla handlowców życzliwy.
Witold Nartowski
dziennikarz