Swój reportaż rozpoczynam od Roncesvalles Village – dzielnicy położonej blisko Jeziora Ontario i słynnego Parku High Park. To właśnie tu natknęłam się na polską Restaurację, Adwokata, Aptekę, a co najważniejsze – na polski sklep spożywczy, w którym Polacy wypiekają nasze polskie pieczywo w oparciu tylko o nasze rodzime składniki. W sklepie tym znajdziemy tylko polskich producentów, obsługę stanowią wyłącznie Polki, ubrane w gustowne fartuszki. Niestety żadna z nich nie chciała znaleźć się na zdjęciu. No cóż, tak to jest z kobietami ...
Podążając dalej ulicami Toronto można natknąć się miedzy innymi na sieć franczyzową „7 eleven”, czy supermarket METRO – i tu niestety nie znajdziemy już polskich produktów… ale dostaniemy znane nam marki jak: Dr. Oetker czy Danone. Na półkach rzuca się w oczy duża ilość dań gotowych, oraz to co mnie najbardziej zaskoczyło, gotowe do spożycia owoce, pokrojone na mniejsze kawałki i zapakowane w lunch boxy. Cena takiego pudełka w zależności od wielkości sięga nawet 8 dolarów kanadyjskich. W przeliczeniu na złotówki, daje cenę około 24 PLN. U nas w Polsce na próżno szukać tak przygotowanych owoców czy warzyw. Robiąc zakupy w sklepie należy pamiętać o tym, że przy kasie nasz rachunek będzie opiewał na większą kwotę niż sugerowały to ceny produktów, bowiem należy doliczyć jeszcze podatek stanowy. To co zdecydowanie wyróżnia handel w Toronto na tle polskiego handlu, to brak alkoholi w sklepach spożywczych. Wynika to z obowiązującego prawa. Nie oznacza to jednak, że Kanadyjczycy alkoholu nie piją. Mają bardzo dobrze zaopatrzone sklepy monopolowe.
Do najpopularniejszych sieci monopolowych należą: SLGA, Beer Store, Cold Beer, LCBO, Real Canadian Liquor Store. Odwiedzając sklep monopolowy LCBO zwróciłam uwagę na ceny alkoholu. Średnia cena wódki w przeliczeniu na PLN to około 52 zł, natomiast średnia cena piwa w przeliczeniu na PLN to około 7 złotych.
Kanada nie należy jednak do najtańszych krajów pod względem handlu, a już na pewno nie dla turystów znad Wisły...
Podążając dalej ulicami Toronto można natknąć się miedzy innymi na sieć franczyzową „7 eleven”, czy supermarket METRO – i tu niestety nie znajdziemy już polskich produktów… ale dostaniemy znane nam marki jak: Dr. Oetker czy Danone. Na półkach rzuca się w oczy duża ilość dań gotowych, oraz to co mnie najbardziej zaskoczyło, gotowe do spożycia owoce, pokrojone na mniejsze kawałki i zapakowane w lunch boxy. Cena takiego pudełka w zależności od wielkości sięga nawet 8 dolarów kanadyjskich. W przeliczeniu na złotówki, daje cenę około 24 PLN. U nas w Polsce na próżno szukać tak przygotowanych owoców czy warzyw. Robiąc zakupy w sklepie należy pamiętać o tym, że przy kasie nasz rachunek będzie opiewał na większą kwotę niż sugerowały to ceny produktów, bowiem należy doliczyć jeszcze podatek stanowy. To co zdecydowanie wyróżnia handel w Toronto na tle polskiego handlu, to brak alkoholi w sklepach spożywczych. Wynika to z obowiązującego prawa. Nie oznacza to jednak, że Kanadyjczycy alkoholu nie piją. Mają bardzo dobrze zaopatrzone sklepy monopolowe.
Do najpopularniejszych sieci monopolowych należą: SLGA, Beer Store, Cold Beer, LCBO, Real Canadian Liquor Store. Odwiedzając sklep monopolowy LCBO zwróciłam uwagę na ceny alkoholu. Średnia cena wódki w przeliczeniu na PLN to około 52 zł, natomiast średnia cena piwa w przeliczeniu na PLN to około 7 złotych.
Kanada nie należy jednak do najtańszych krajów pod względem handlu, a już na pewno nie dla turystów znad Wisły...
