Chociaż upadek Almy był najgłośniejszym wydarzeniem minionego miesiąca, nie ma ono jednak większego znaczenia dla przyszłości całego polskiego handlu. Tym bardziej, iż w Sejmie dzieją się rzeczy, które naprawdę mogą znacząco zmienić warunki działania handlu FMCG.
Podatek powraca
Chociaż wydawało się, że na skutek sprzeciwu Komisji Europejskiej sprawa tzw. podatku handlowego trafi ostatecznie do kosza, okazało się, że przy okazji omawiania sposobów jego zawieszenia rozpoczęła się w parlamencie dyskusja nad nowym kształtem tego opodatkowania. Wyraźnie strona wydatkowa przyszłorocznego budżetu wymaga na tyle znaczącego wzrostu przychodów, że całkowita rezygnacja z idei podatku od sprzedaży detalicznej okazała się niemożliwa.
Wszystko wskazuje na to, że inicjatorzy nowej dyskusji na ten temat powracają do idei powszechności tej daniny bez względu na wielkość sklepów i ich rynkową pozycję. Podatek ma mieć charakter liniowy z równą stawką dla wszystkich podmiotów i bez kwoty wolnej od podatku. Wprowadzenie go w takim kształcie oznaczałoby rezygnację z idei wyrównywania szans dla małych sklepów tradycyjnych – ważny pozostałby tylko i wyłącznie element fiskalny. Przewiduje się, że wysokość opodatkowania kształtowałaby się na poziomie od 1 do 1,5% wartości obrotu.
Podobnie jak na początku roku propozycja ta spotkała się z natychmiastową krytyką ze strony organizacji reprezentujących rodzimych handlowców. Polska Izba Handlu podkreśla, że rentowność tradycyjnego handlu jest niższa niż 1%, zaś w przypadku najmniejszych placówek handlowych to około 0,5%. A jednocześnie sieci dyskontowe są w stanie generować rentowność na poziomie 3-4%. A to oznacza, że podatek uderzy przede wszystkim w najmniejsze placówki handlowe. Waldemar Nowakowski, Prezes PIH przypomina, że podatek handlowy miał na celu w dużej mierze wyrównać szanse między małymi firmami i dyskontami. Obecna propozycja będzie miała efekt wręcz odwrotny. „Każde rozwiązanie oparte na powierzchni czy stawce liniowej jest nie do zaakceptowania. Lepiej zaczekać na ostateczną decyzję Komisji Europejskiej w sprawie poprzedniej wersji podatku i wstrzymać się do tego czasu z nowymi rozwiązaniami” – postuluje Waldemar Nowakowski.
Definicja nieuczciwości
W Sejmie omawiany jest także projekt nowelizacji ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. Proponowane jest wprowadzenie odrębnych regulacji prawnych mających na celu wyeliminowanie „z łańcucha dostaw surowców rolnych i żywności stosowania nieuczciwych praktyk handlowych”. W projekcie ustawy zaprezentowano m.in. definicje nieuczciwego wykorzystania przewagi konkurencyjnej. Wynika z niej, że wszystko, co zostanie uznane przez Prezesa UOKiK za nieuczciwe wykorzystanie przewagi kontraktowej, może zostać zakazane i obłożone sankcją w wysokości do 3% obrotu. W uzasadnieniu projektu napisano, że może tu chodzić o m.in. opłaty za powierzchnię ekspozycyjną i sprzedażową, opłaty za usługi reklamowe, opłaty za przeprowadzenie akcji okolicznościowej, opłaty za przekazywanie informacji o sprzedaży wyrobów w poszczególnych placówkach handlowych, opłaty z tytułu otwarcia nowej placówki nabywcy, itp. Tak więc stosowanie przez duże organizmy handlowe systemu opłat za różnego typu usługi, popularnie określanych mianem „opłat półkowych”, w łatwy sposób może przez UOKiK być uznane za czyn nieuczciwej konkurencji. Wszystko to oznacza ogromną łatwość w nakładaniu na przedsiębiorców naprawdę dotkliwych kar.
Co z niedzielami?
Na początku października odbyło się w Sejmie pierwsze czytanie obywatelskiego projektu ustawy o ograniczeniu handlu w niedzielę, pod którym udało się zebrać ponad 500 tys. podpisów. Sprawa zakazu handlu w niedzielę wraca niczym bumerang od wielu już lat, jednak nigdy nie udało się wprowadzić poważniejszych ograniczeń w tej kwestii. Tym razem jednak, w nowej konfiguracji politycznej w parlamencie, problem ten ma szanse być rozstrzygnięty zgodnie z oczekiwaniami wnioskodawców. Chociaż partia rządząca oficjalnie się w tej kwestii jednoznacznie nie wypowiedziała, należy jednak pamiętać o tym, że głównym wnioskodawcą jest Solidarność wspierająca rząd PiS, zaś prezes Jarosław Kaczyński w wielu swoich wypowiedziach wyrażał poparcie dla tej idei. Jest więc wielce prawdopodobne, że w szerszym lub węższym zakresie ograniczenie to zostanie wprowadzone.
Argumenty przeciw, podnoszone przez posłów PO i Nowoczesnej, mają przede wszystkim charakter ekonomiczny: mniejszy handel w dni świąteczne oznacza konieczność ograniczenia zatrudnienia nie tylko w sieciach handlowych czy pojedynczych sklepach, ale przede wszystkim w kilkuset centrach handlowych działających na rynku. Skala ewentualnych zwolnień oceniana jest różnie w zależności od tego, kto tej oceny dokonuje, jednak liczby oscylują w granicach od kilku do nawet 80 tysięcy osób. Czyli niemało. Zakaz handlu to także mniejsze obroty, niższe podatki i większy negatywny wpływ na stan finansów państwa. Zwolennicy ograniczania handlu w niedzielę podnoszą argumenty społeczne, etyczne i religijne i oczywiście też mają swoje racje. Alfred Bujara, szef handlowej Solidarności, zauważa, że związek nie mówi już o całkowitym zakazie handlu w niedzielę, ale o jego ograniczeniu. Podkreśla także, iż po wprowadzeniu ustawy obroty handlu mogą wzrosnąć, bo konsumenci będą robili większe zakupy w piątki i soboty.
Rozstrzygnięcie tych dylematów nie będzie łatwe, o czym świadczyć może stanowisko, właściwie jego brak, ministerstwa finansów. Poprzedni minister, Paweł Szałamacha, proponował przecież wprowadzenie zakazu na próbę w jedną niedzielę w miesiącu, obecny szef resortu, Mateusz Morawiecki, także nie jest w swoich wypowiedziach jednoznaczny. Naprzeciw siebie stają więc racje moralne i ekonomiczne. A w takiej sytuacji o decyzję zadowalającą wszystkich jest niezmiernie trudno….
Pożegnanie z Almą
Gdy u progu drugiej dekady października bank PKO BP wypowiedział Almie Market umowy kredytowe, co oznaczało obowiązek spłaty całej kwoty zadłużenia na sumę (licząc z odsetkami) ponad 60 milionów złotych, firma znalazła się w sytuacji bez wyjścia. To było uderzenie, którego nie była już w stanie przetrwać i 14 października złożyła wniosek o ogłoszenie upadłości. Wygląda na to, że kilkunastoletnia historia sieci ostatecznie dobiegła końca.
Minione pięć lat nie tylko stało pod znakiem gwałtownego rozwoju sieci dyskontowych, głównie Biedronki i Lidla. Był to również czas generalnej zmiany koncepcji tych sieci. Zaczęły się one upodabniać do supermarketów i coraz częściej oferować także produkty najwyższej jakości. A to oznaczało zagrożenie dla całego formatu supermarketów. W efekcie Marcpol już upadł, Alma zwalnia pracowników i faktycznie jest w trakcie procesu upadłościowego a trudności ma ponoć także inna duża sieć handlowa. Po ogłoszeniu informacji o wniosku o upadłość Almy, sieć Piotr i Paweł szybko wydała komunikat, że u nich wszystko w porządku, sytuacja finansowa sieci jest doskonała i nie ma zagrożenia dla planów rozwojowych.
Jeszcze we wrześniu docierały informacje o możliwości wejścia do Almy funduszu inwestycyjnego, jednak warunkiem takiej operacji miała być rezygnacja Prezesa Mazgaja z posiadania pakietu kontrolnego Alma Market. Ponoć taką decyzję podjął dotychczasowy właściciel spółki. Sytuacja zmieniała się jednak w październiku jak w kalejdoskopie. Prawdopodobnie informacje z końca września mogą być już całkowicie nieaktualne. Obecnie wiadomo natomiast tylko jedno: na połowę listopada zostało zwołane nadzwyczajne walne zgromadzenie akcjonariuszy Alma Market SA, na którym podjęte mają być uchwały w sprawie zmian w składzie zarządu i rady nadzorczej spółki, a także nastąpią zmiany w jej statucie. Dopiero wówczas będzie wiadomo, co dalej z tak popularną siecią, jaką w ciągu tych kilkunastu lat stała się Alma. I której - prawdę mówiąc - na rynku bardzo by brakowało…
Wiktor Stępniewski