W sądach toczy się około 200 tys. spraw dotyczących kredytów frankowych. Prawomocnym wyrokiem zakończyło się 30 tys. Na drogę sądową zdecydowała się jednak tylko część kredytobiorców. Umów objętych ryzykiem walutowym było blisko milion, a ich wartość w szczytowym okresie, czyli w 2011 roku, osiągnęła niemal 200 mld zł.
– W większości przypadków orzeczenia sądów w sprawach frankowiczów przeciwko bankom wyglądają w ten sposób, że kredytobiorca oddaje tylko to, co na początku uzyskał, czyli nie płaci żadnych kosztów, odsetek, kosztów zmiany kursu walutowego. Jeżeli pożyczył 300 tys., to oddaje 300 tys. – mówi agencji Newseria Arkadiusz Szcześniak, prezes Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu.
Sądy powszechne w Polsce masowo unieważniają umowy kredytów indeksowanych lub denominowanych do franka szwajcarskiego. Frankowicze wygrywają średnio 99 proc. spraw w pierwszej i drugiej instancji.
– Do sądu poszła jednak nieduża grupa osób w stosunku do tego, ile zawarto umów frankowych – zawarto ich około miliona, a do sądu poszło 200 tys. osób. Zakończyło się prawomocnie około 30 tys. Te sprawy na szczęście trwają coraz szybciej, ale jeszcze ciągle około pół miliona osób może coś z tymi kredytami zrobić – podkreśla prezes SBB.
W latach 2005–2008 kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich cieszyły się coraz większą popularnością. W tym okresie banki udzielały średnio w ciągu roku ok. 140 tys. takich kredytów. Kurs wymiany franka utrzymywał się wówczas poniżej 3 zł, a w 2008 roku spadł nawet poniżej 2 zł. Oprocentowanie takich hipotek było znacznie niższe niż kredytów złotowych – niższe raty przekładały się też na znacznie wyższą zdolność kredytową potencjalnych kredytobiorców. Niewiele się jednak mówiło o możliwych ryzykach. Wprawdzie Komisja Nadzoru Finansowego już w raporcie z 2007 roku ostrzegała, że aprecjacja złotego nie będzie się utrzymywać bez końca. Jednak część kredytobiorców oczekiwała podobnej tendencji w przyszłości, a co za tym idzie spadku ich zobowiązań po przeliczeniu na złote. KNF oceniała, że przyjmowanie tego typu postawy w przypadku zmiany trendu na rynku walutowym może prowadzić do znaczącego wzrostu zobowiązań, a w najgorszej sytuacji znajdą się klienci, którzy zaciągnęli kredyty walutowe w szczytowym okresie siły złotego.
W 2008 roku wraz z kryzysem na rynkach finansowych pojawiły się zwiastuny nadchodzących problemów z frankiem. Od tego czasu jego kurs piął się w górę. Jednak do gwałtownej zmiany doszło w styczniu 2015 roku – po decyzji Szwajcarskiego Banku Narodowego o uwolnieniu kursu franka szwajcarskiego zanotował on skok do poziomu 5 zł. Mimo wielu lat spłaty saldo kredytu wzrosło o kilkadziesiąt procent powyżej kwoty wypłaconego kredytu. Za tym poszedł wzrost rat nawet o kilkadziesiąt procent. RPO wraz z Rzecznikiem Finansowym i UOKiK promowali wówczas składanie reklamacji do banków na podstawie unijnej dyrektywy konsumenckiej. W ciągu kilku lat – po zapoznaniu opinii publicznej z orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości UE – frankowicze weszli z bankami na drogę sądową, wskazując, że banki nie informowały wystarczająco klientów o ryzyku związanym z kredytem w obcej walucie.
– Frankowicze, którzy pójdą do sądów, mogą powiedzieć, że mają 99 proc. pewności, że ich umowa będzie uznana za nieważną, czyli nie zapłacą bankowi więcej, niż pożyczyli. W żadnej sprawie, która trafia do polskiego sądu, nie ma takiej pewności co do tego, jaki wyrok zapadnie – mówi Arkadiusz Szcześniak.
Pozytywne dla frankowiczów wyroki sądów to w dużej mierze efekt kilku korzystnych z punktu widzenia frankowiczów orzeczeń TSUE. Jednak, jak przyznaje ekspert, pozostaje jeszcze kilka kwestii do rozstrzygnięcia przez trybunał.
– Dla frankowiczów zostały jeszcze kwestie do wyjaśnienia dotyczące przedawnienia kredytu. Zdarzają się pojedyncze wyroki, że bank tak zaniedba postępowanie sądowe, że nawet nie otrzyma zwrotu wypłaconego kapitału. To są sprawy, które są skierowane właśnie do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, i tutaj czekamy na te kolejne wyroki – mówi Arkadiusz Szcześniak. – Ale ta sprawa jest istotna tylko dla kilku procent frankowiczów, bo reszta chce się sama rozliczyć z kapitału.
Zgodnie z uchwałą Sądu Najwyższego momentem, od którego zaczyna biec termin przedawnienia roszczenia banku o zwrot kapitału, jest data złożenia przez prawidłowo poinformowanego kredytobiorcę oświadczenia o braku zgody na związanie niedozwolonym postanowieniem oraz wiążący się z tym upadek umowy.
W krótkim czasie do sądów wpłynęła ogromna liczba spraw dotyczących kredytów frankowych, co spowodowało nadzwyczajne obciążenie sądów. W efekcie wydłużyły się terminy rozpoznawania zarówno spraw frankowych, jak i innych postępowań. Resort sprawiedliwości podaje, że tylko w III kwartale 2024 roku do sądów obu instancji wpłynęło ponad 84 tys. spraw związanych z kredytami frankowymi (z czego 53,3 tys. do sądów pierwszej instancji). Sytuacja orzecznicza jest szczególnie trudna w sądach apelacyjnych, gdzie w ciągu trzech kwartałów ub.r. wpłynęło o 27,6 proc. więcej spraw niż rok wcześniej. Na 100 spraw, które wpłynęły do sądów drugiej instancji, jedynie nieco ponad 36 zostało załatwionych. Ministerstwo podkreśla, że nie jest to wynik zadowalający, ale utrzymuje się on na podobnym poziomie, mimo blisko 30-proc. wzrostu liczby spraw. Znacznie lepiej wygląda sytuacja w sądach pierwszej instancji, gdzie na 100 spraw w ciągu trzech kwartałów 2024 roku załatwiono średnio prawie 95. Spośród ponad 200 tys. spraw frankowych 71,5 tys. jest rozpoznawanych w apelacji warszawskiej, a 44,7 tys. toczy się w Sądzie Okręgowym w Warszawie.
Do wykazu prac legislacyjnych rządu trafił projekt usprawniający pracę sądów w związku z ich obciążeniami sprawami frankowymi. Daje on sędziom instrumenty pozwalające na szybsze i sprawniejsze ich rozpoznawanie. Dodatkowo grupa robocza Ministerstwa Sprawiedliwości pracuje nad sformułowaniem modelu ugodowego, który zaakceptują banki i konsumenci. Jak informuje resort, od stycznia do października 2024 roku kredytobiorcy zawarli ponad 35,5 tys. ugód sądowych i pozasądowych z bankami.
Źródło: Newseria.pl
Fot: mat. prasowe