Ostatnimi czasy na rynku można zaobserwować nowy rodzaj „inwestycji”. Przestępcy, działający pod różnymi spółkami, oferują umowy sprzedaży tzw. „klejnotów flippowych”. Zapewniają, że po określonym czasie nabyta przez klienta biżuteria zostanie sprzedana, z zyskiem dla niego. Podpisywana jest umowa komisu, na mocy której zleca on spółce sprzedaż przedmiotu za cenę nie niższą, niż sam go kupił. Finalnie jednak do tego nie dochodzi. Wielu pokrzywdzonych wciąż żyje w przeświadczeniu, że zrobiło świetny interes. Natomiast prawnicy radzą, co robić po odkryciu prawdy. I ostrzegają, jak nie wpaść kolejną pułapkę, by samemu nie stać się przestępcą. Z kolei branża jubilerska wyjaśnia, że traktowanie biżuterii w kategoriach inwestycji opiera się na błędnym przekonaniu i dużym ryzyku.
Nowy rodzaj „inwestycji”
Tak zwane flippy mieszkaniowe kilka lat temu na dobre weszły do praktyk na rynku nieruchomości. Polegają one na tym, że osoby dysponujące gotówką kupują zaniedbane mieszkania w okazyjnych cenach, remontują je i sprzedają z zyskiem. Jest to całkowicie legalne, w przeciwieństwie do umów sprzedaży „klejnotów flippowych”, do których ostatnio coraz częściej dochodzi w całej Polsce.
– Sprzedawcy na różne sposoby pozyskują informacje o dobrej sytuacji finansowej potencjalnych kupujących i składają im pozornie bardzo korzystne propozycje. Sprowadzają się one do możliwości nabycia cennej biżuterii. Klient uzyskuje zapewnienie, że po upływie pewnego czasu zostanie ona sprzedana innej osobie z zyskiem dla niego. Transakcji towarzyszy umowa komisu, na mocy której klient zleca spółce sprzedaż klejnotów flippowych za cenę nie niższą niż określona, a także w ustalonym terminie – mówi adwokat Milena Mocarska z Kancelarii MBM Legal.
Po upływie określonego w umowie czasu zwykle nie dochodzi do sprzedaży klejnotu, którego rzeczywista wartość jest znacząco zawyżona. Cena rynkowa klejnotu często okazuje się sporo niższa, co wyklucza zysk w razie sprzedania go.
– W mojej ocenie, opisany sposób sprzedaży kamieni szlachetnych może nosić znamiona oszustwa. W przypadku podejrzenia popełnienia przestępstwa należy zgłosić ten fakt organom ścigania. Niezależnie od tego można podjąć kroki na drodze cywilnoprawnej. Jeśli doszło do zawarcia umowy w wyniku wprowadzenia w błąd kontrahenta, uzasadnione może być złożenie oświadczenia o uchyleniu się od skutków prawnych złożonych pod wpływem błędu. Taką możliwość przewiduje art. 84 kc. Jednak każdy przypadek należy analizować indywidualnie pod kątem możliwości skorzystania z tego uprawnienia – wyjaśnia mec. Mocarska.
Co istotne, na złożenie takiego oświadczenia klient ma rok, od kiedy dowiedział się o wprowadzeniu go w błąd. W opisanym przypadku termin ten liczy się przeważnie od daty, w której upłynął umówiony okres komisu i okazało się, że nikt nie był zainteresowany odkupieniem kamieni szlachetnych, których właścicielami stali się klienci.
– Zasadne jest też wystąpienie z pozwem o zapłatę do sądu. Niestety szansa na odzyskanie zainwestowanych środków maleje wraz z upływem czasu. Jeśli bowiem określone spółki, funkcjonujące w ramach konkretnego projektu, działały w celu doprowadzenia do oszustwa wielu osób, wówczas kolejnym ich krokiem może być wyzbywanie się majątku. W tym zakresie skuteczne może się okazać działanie organu prokuratorskiego, który dysponuje odpowiednimi instrumentami prawnymi. Pozwalają one na szybkie zabezpieczenie majątku podejrzanych – informuje mec. Mocarska.
Jak dodaje ekspertka, z uwagi na skalę tego procederu i liczbę osób, które zawarły umowy tzw. jubilerskiego flippingu, sprawa może też stać się przedmiotem zainteresowania UOKiK-u pod kątem naruszenia interesu konsumentów. Niestety, ale większość pokrzywdzonych prawdopodobnie jeszcze nawet nie wie lub nie ma pewności, że doszło do oszustwa.
– Tego typu spółki przynajmniej pozornie nie zostawiały klientów samym sobie. W związku z niepowodzeniem inwestycji, polegającym na braku możliwości sprzedaży klejnotu, oferowały im zawarcie kolejnej umowy – tym razem pożyczki, na mocy której miałoby nastąpić rozliczenie ceny sprzedaży klejnotu. Taka propozycja mogła wynikać z chęci pozyskania dalszych środków i zyskania na czasie. Zawierając kolejną umowę, klient odsuwa moment finalnego rozliczenia się. Oczekuje na wypłatę zysku, a w tym czasie przestępcy wyzbywają się majątku i likwidują spółki – wyjaśnia ekspertka.
Należy mieć na uwadze, że umowa pożyczki zaproponowana klientowi nie daje żadnej gwarancji osiągnięcia zysku ani nawet zwrotu kapitału. Miałby on pożyczyć spółce określoną kwotę z terminem zwrotu, np. w ciągu roku od dnia zawarcia umowy. Częstą praktyką jest też to, że na zabezpieczenie roszczeń klienta miałaby zostać zawarta umowa zastawu na udziałach innej spółki. Ponadto nowy podmiot miałby pozornie wstąpić w miejsce poprzedniej spółki do pierwotnej umowy, która w rzeczywistości na mocy porozumienia wygasa. W jej miejsce zostaje zawarta kolejna umowa z nowym podmiotem o identycznej treści, właściwie niewykonalna. Przestępcy wskazują w niej taką samą datę, jak w poprzedniej umowie.
– Z pewnością wprowadzenie kolejnych podmiotów gospodarczych do umów zawieranych z klientami ma utrudnić dochodzenie roszczeń. W przypadku podpisania porozumienia o przeniesieniu praw i obowiązków z umowy na inny podmiot. Przy tym umowa ta jest już wykonana i nie wiadomo, jakie prawa i obowiązki mają zostać przeniesione. Powoduje to, że klient nie wie, z kim ma się kontaktować, do kogo skierować wezwanie do zapłaty, kogo pozwać do sądu. W ewentualnym postępowaniu karnym osoby zarządzające poszczególnymi podmiotami mogą się przerzucać wzajemnie odpowiedzialnością, utrudniając wykazanie tego, kto popełnił przestępstwo – tłumaczy mec. Milena Mocarska.
Na rynku mówi się też, że oszukane w ten sposób niektóre osoby próbują sprzedać ww. „klejnoty” po kosztach bądź nawet jeszcze na nich zarobić. Jednak ukrywają przed potencjalnymi nowymi nabywcami fakt, że same padły ofiarami oszustwa. W ten sposób zastawiają na siebie pułapkę. – Świadome wprowadzenie w błąd innych co do wartości sprzedawanych klejnotów może zostać uznane za przestępstwo. Nowy nabywca może też złożyć oświadczenie o uchyleniu się od skutków prawnych takiej umowy – ostrzega mec. Mocarska.
Wątpliwości co do nazewnictwa
Okazuje się również, że błędem jest samo zdefiniowanie przedmiotu umowy jako klejnotu. Dr Andrzej Baranowski, ekspert rynku złota i mistrz złotniczy, uważa, że termin „klejnoty flippowe” nie jest poprawny w odniesieniu do biżuterii. Nie każdy wyrób z metalu szlachetnego jest klejnotem. Klejnotem może być drogocenny wyrób z metalu szlachetnego, a także drogocenny kamień. Są to produkty posiadające nieprzeciętne właściwości wykonawcze. Przyjmuje się, że wytworzone przed 1850 r. są najbardziej poszukiwanymi przez kolekcjonerów i zwyczajowo kwalifikowane jako klejnoty – wyjaśnia dr Baranowski.
Z kolei Tomasz Kłoczewiak, prezes Stowarzyszenia Rzeczoznawców Jubilerskich, zachęca wszystkie osoby, które rozważają kupno biżuterii w celach inwestycyjnych, by potwierdziły przed zakupem jej wartość u specjalisty, który określi ją w sposób obiektywny. Zadaniem takiej osoby nie jest zachęcanie do zakupu lub zniechęcanie do niego, a jedynie przekazanie wiedzy, będącej podstawą przemyślanych transakcji. Ekspert ostrzega przy tym, że traktowanie biżuterii w kategoriach inwestycji opiera się na błędnym przekonaniu i dużym ryzyku.
– Czasy, kiedy ludzie zarabiali na kupowaniu biżuterii, dawno się skończyły. Wynika to m.in. ze zmian jej wartości. Dziś ceny diamentów są zupełnie inne niż kilka miesięcy temu i trudno zakładać z pełnym przekonaniem, jak będą się kształtowały w przyszłości, tym bardziej że ceny diamentów są bardzo niestabilne i zależą od wielu czynników, także od aktualnego kursu dolara. W profesjonalnym obrocie trzeba brać pod uwagę, że kupujący uda się do rzeczoznawcy i potwierdzi faktyczną wartość przedmiotu. A warto pamiętać o tym, że używana biżuteria, podobnie jak samochód po wyjeździe z salonu, nie może się równać z zupełnie nowym towarem – podsumowuje Tomasz Kłoczewiak.
Źródło: MondayNews Polska
Fot: mat. prasowe