Kryzysy, zmiany prawne, rosnące ceny – nawet osoby niezwiązane z rynkiem producenckim i handlem mogą wywnioskować, że ostatnie lata nie były łatwe. Sami konsumenci odczuwają skutki zmian jakie zaszły na międzynarodowej arenie – i to nie tylko chodzi o zmiany wynikające z nowych warunków gospodarczych, ale też te spowodowane transformacją pokoleniową.
Walka o cenyWysoka inflacja i rosnące ceny to nie tylko problem konsumenta, który produkt kupuje ze sklepowej półki. Detalista też musi go nabyć w odpowiedniej cenie, by placówka nie przestała być rentowna.
„Obecnie największe problemy z jakimi się borykam – to te cenowe. Markety stosują coraz bardziej intensywną politykę cenową, a nam jest coraz trudniej im dorównać. Głównie wpływa na to reklama. Markety mają duże możliwości publikacji, w tv czy radiu, my jedynie w mediach społecznościowych, ewentualnie nagłośnienie w sklepach, gdzie informujemy o naszej ofercie. Natomiast dowie się o tym klient, który już nas odwiedza albo osoby mające dostęp do mediów społecznościowych. Mamy więc ograniczone dotarcie np. do osób starszych. Udaje nam się oferować produkty w cenach porównywalnych do tych w dużych marketach, ale klient musi przyjść żeby się dowiedzieć” – wskazuje Ewa Maćkowska z Wieczfni Kościelnej, właścicielka dwóch sklepów w sieci Lewiatan.
Detalistka zaznacza, że na wagę złota jest fakt, iż prowadzi sklep pod szyldem sieci franczyzowej. To nie tylko pomoc jeśli chodzi o negocjacje cen hurtowych, ale też karty lojalnościowe, wsparcie materiałami POS czy promocjami.
„Co do wyników samej sprzedaży, raz jest lepiej raz jest gorzej, jednak cały czas się staramy, by sprzedaż rosła. Wiadomo, że jest ciężko zwłaszcza z kosztami jakie ponosimy, w związku z prowadzeniem działalności. Staramy się inwestować, by generować oszczędności, założyliśmy fotowoltaikę – dążymy do ograniczania kosztów, gdzie się da. Mam duże placówki, o powierzchni sprzedaży ok. 300 mkw., dlatego nie obawiam się mocno o przyszłość. Oprócz artykułów spożywczych oferuję artykuły gospodarstwa domowego, ogrodowe, a szerszy asortyment sprawia, że klienci mogą dokonać kompleksowych zakupów w jednym miejscu. Robimy wszystko, by mimo trudności cały czas się rozwijać” – wskazuje właścicielka.
Żniwo inflacjiJak zaznacza Andrzej Auguścik, właściciel Delikatesów Centrum w Żabiej Woli – inflacja dopiero teraz zaczyna zbierać swoje żniwo. „Na początku, gdy inflacja skokowo rosła, a z nią też ceny, skutki nie były tak odczuwalne. Klienci mieli oszczędności i z nich korzystali. Obecnie, gdy sytuacja ta się utrzymuje już dłuższy czas, zaczynamy zauważać, że konsument zaczął oszczędzać” – wskazuje detalista. Dodaje, że w tej całej sytuacji nie można patrzeć wyłącznie na ceny produktów. „Koszty funkcjonowania sklepu też są znaczne. Zmodernizowaliśmy jakiś czas temu sklep dodając więcej urządzeń chłodniczych, co automatycznie spowodowało, że rachunki skoczyły w górę” – wyjaśnia.
Andrzej Auguścik prowadzi jeden z większych sklepów w okolicy, a niedawno jedna z konkurencyjnych placówek została zamknięta, stąd też na sprzedaż i brak pracy nie można narzekać. Ale jak zaznacza – od dłuższego czasu cała załoga musi radzić sobie z większym problemem – kadrowym.
„Brakuje pracowników. Problemem są też ich kwalifikacje. Ale z racji tego, że borykamy się z brakami kadrowymi, musimy godzić się z konsekwencjami. Skutkiem tego są pomyłki w dostawach czy opóźnienia. Pracownik potrafi z dnia na dzień nie przyjść do pracy bez żadnej wcześniejszej informacji. A nie mogę go zwolnić, by nie narazić sklepu na wakaty” – wyjaśnia Andrzej Auguścik.
Koszty, które spędzają sen z powiek…O wysokich kosztach działalności wspomina też Agnieszka Górska właścicielka 5 sklepów w sieciach Groszek, Eden i Gama w Białej Podlaskiej. „Wysokie ceny prądu w tej chwili stanowią ogromny problem. Zwłaszcza latem, nie sposób wyłączyć lodówek, zastanawiamy się nad tym czy nie zmniejszyć ich liczby w sklepach, bo koszty są ogromne. Kolejnym problemem, z którym się borykam od kilku lat to brak pracowników, zwłaszcza teraz w sezonie urlopowym. Mam obecnie 5 sklepów, które należą do różnych sieci. Dwa sklepy w Groszku, jeden w Gamie i dwa w Edenie. Otrzymujemy dużą pomoc z tych sieci jednak i tak nie sposób konkurować z marketami. A ostatnio pojawiło się także więcej Żabek w okolicy. Cały czas inwestuję w rozwój, dbamy o wizerunek, co jakiś czas zmieniam układ sklepu. Staramy się cały czas rozwijać, mimo to sprzedaż nie zawsze rośnie, część sklepów radzi sobie nieco słabiej” – zaznacza detalistka.
Zdenerwowanie udziela się wszystkim – zarówno prowadzącym sklep, jak i konsumentom. „Uważam, że obecny rok jest kryzysowy. Ceny na początku roku wzrosły, co wpłynęło na nastroje klientów. Byli wręcz zdenerwowani, klient potrafił rzucić zakupami. To był ciężki okres ale teraz troszeczkę się to zmienia, niektóre ceny spadają zwłaszcza olej czy cukier. Liczę na stabilizację cen. Bo jak ceny szły w górę to nie było żadnego zysku. Teraz dopiero robią się bardziej stabilne ceny i o przyszłym roku – zobaczymy jak wypadną wybory – myślę raczej pozytywnie” – puentuje Agnieszka Górska.
Wszystko na jednej głowieNie tylko małe miasta i wsie borykają się z problemami współczesnego otoczenia gospodarczego. Mariusz Wijatkowski, który prowadzi sklep Groszek w Warszawie od dawna zaznacza, że wszelkiego rodzaju programy socjalne nasiliły problemy kadrowe. „Ciężko znaleźć kogokolwiek do pracy, nie mówiąc już o wykwalifikowanym personelu. Każdy chce też móc wziąć wolne czy spędzić czas z rodziną, więc rąk do pracy brakuje. I to nie stawka jest problemem” – wskazuje detalista.
Kupiec z Warszawy zaznacza, że ostatnie lata przyniosły znaczne zmiany jeśli chodzi o wsparcie od producentów. „Kiedyś bardzo dużą pomoc otrzymywaliśmy od przedstawicieli handlowych, dziś bardzo rzadko odwiedzają sklep. Mieliśmy duże motywacje poprzez organizowane konkursy na sprzedaż czy też mogliśmy liczyć na dodatkowe standy, materiały POS czy promocyjne pakiety. W tym momencie widok przedstawiciela handlowego to rzadkość. Cięcie kosztów widać na każdym kroku” – podkreśla detalista.
Dodatkowo dodaje, że okolica pełna jest konkurencji i trzeba zwracać uwagę na ceny. Klienci uważnie je śledzą. Doceniają też, że właściciel utrzymuje rozsądne ceny, porównywalne do tych z hipermarketów. A dokładając to, że dotarcie do sklepu nie wymaga dojazdu, jest to jedno z ulubionych miejsc zakupów okolicznych mieszkańców. Dlatego też na poziom sprzedaży detalista nie narzeka. Dodatkowo sklep stara się wprowadzać inwestycje. Niedawno zawiązał współpracę ze spółką Wolt, a zakupy przez aplikację okazały się wsparciem sprzedaży, szczególnie w niedziele.
Inwestycje kluczem do sukcesuMożliwość konkurowania cenowo z innymi sklepami w okolicy jest kluczowa, jeśli chce się utrzymać rentowność. Często jednak pomaga lokalizacja.
„Mam sklep naprzeciwko szkoły, więc okres wakacyjny oznacza dla nas mniej klientów, którzy ten handel u mnie napędzają. Jesteśmy mało konkurencyjni w stosunku do dużych sklepów, zwłaszcza Biedronki. Nie mamy możliwości, żeby robić takie promocje jakie są w dyskontach, np. na alkohol 10+10. Kolejną kwestią są opłaty za prąd czy inne koszty prowadzenia działalności – zamiast spadać one wszystkie rosną” – wskazuje Marta Prus, właścicielka sklepu w Grupie Chorten w Białymstoku.
Detalistka jako najdotkliwsze bolączki wylicza to, co jej koleżanki i koledzy po fachu: „Największym problemem, który jest już od kilku lat, jest brak pracowników – gdy oni mają urlopy muszę spędzać cały dzień w sklepie, od rana do wieczora. Natomiast oszukiwałabym gdybym powiedziała, że jest bardzo źle. Nie ma co narzekać, mogłoby być gorzej. Pogoda sprzyja, więc niektóre towary sprzedają się same. Staramy się robić promocje, przyciągać klientów. Mam niewielki sklep, na szybkie zakupy, a klienci czasami wolą pojechać do większego sklepu. Nie wykluczamy więc rozwoju. Po pandemii wymieniliśmy całe wyposażenie naszego sklepu, regały, lodówki, itd. Co oczywiście zaowocowało, bo klienci zauważyli i docenili. Sami zobaczyliśmy także, że rachunki były mniejsze, no ale po czasie nastąpiły podwyżki… W dalszym ciągu myślimy o inwestycjach w sklep, gdyby się dało to chcielibyśmy mieć większą powierzchnię, bo jest nam potrzebna, nawet samo zaplecze – zamawiamy towar co drugi dzień, fajnie byłoby gdyby przyjechała większa dostawa raz w tygodniu. Tak więc nie jest źle, na pewno mogłoby być lepiej i trzeba na to pracować. Chcemy się rozwijać, widzimy w tym przyszłość” – tłumaczy.
Siła szerokiego asortymentuKiedy w okolicy nie ma zbyt wiele konkurencji, zarządzanie sklepem jest dużo łatwiejsze. Bartosz Strzelczyk, który prowadzi sklep Lewiatan w Dobieszynie podkreśla, że obecnie klientów ma bardzo wielu i nie może narzekać na sprzedaż. Powodów takiej sytuacji jest wiele.
„Jakiś czas temu zamknięto dwa sklepy w okolicy, a pozostałe oferują ograniczony asortyment. Klient przychodząc na zakupy – chce kupić wszystko w jednym miejscu. Dużo klientów pracuje powyżej 8 h dziennie i nie ma czasu na chodzenie od sklepu do sklepu w poszukiwaniu potrzebnych produktów. Oczekują, że w jednym miejscu zaopatrzą się w mięso i wędliny, pieczywo, produkty chemiczne czy inne towary. I my dbamy o to, żeby to wszystko zapewnić” – wyjaśnia detalista.
Z problemów Bartosz Strzelczyk wymienia funkcjonowanie handlu w niedziele. Obostrzenia i niehandlowe dni powodują, że w ostatnim dniu tygodnia panuje ogromny ruch, a nie można wtedy zatrudnić dodatkowej pomocy. „Pracownicy chcą przychodzić do sklepu w niedzielę. I powodem jest nie tylko chęć zarobienia, ale przede wszystkim możliwość podziału domowych obowiązków. Pracując w niedzielę, można mieć wolne w innym dniu tygodnia i załatwić sprawy urzędowe, zaopiekować się dziećmi czy poświęcić czas na inne obowiązki. W tym momencie jest to niemożliwe. Stracili też na tym studenci, którzy z racji nauki mogli dorabiać sobie weekendami i odpadło im bardzo wiele możliwości zatrudnienia” – wyjaśnia Bartosz Strzelczyk.
Co do samych zachowań klientów detalista zauważa, że można spostrzec, iż wielu konsumentów zaczęło wybierać produkty tańsze. Szczególnie widoczne jest to w kategorii wędlin.
Zmienność i niepewnośćDetaliści, którzy podzielili się z nami swoimi doświadczeniami, jako jeden z problemów wskazywali też niestabilność cen, które niespodziewanie ulegają zmianom. A na te ciężko się przygotować.
„U mnie sytuacja nie jest najgorsza. Największym problemem dla mnie obecnie jest niestabilność cen. Bez przerwy się one zmieniają. Teraz trzeba je co chwilę sprawdzać, zmieniać, klienci też się gubią i nie nadążają za tymi zmianami. Niestabilność cenowa jest jedynym moim problemem. Wszystko funkcjonuje bez zmian, osiągamy wzrosty sprzedaży. Gdy tylko ceny się ustabilizują spokojnie patrzę w przyszłość. Mimo rosnących kosztów nie narzekam” – wskazuje Marta Nejman, właścicielka sklepu w sieci abc w Celestynowie.
Polski handel ma dużą siłę. Mimo kryzysów i pojawiających się co chwilę nowych problemów, utrzymuje sprzedaż i obroty. Pomocą okazuje się doświadczenie w zawodzie, a także nieocenione wsparcie sieci handlowych, które w ostatnich latach bardzo umocniły swoją pozycję i mogą konkurować z dyskontami, które już dawno straciły pozycję najtańszego kanału sprzedaży.
Joanna Kowalska
Zastępca Redaktora Naczelnego ds. Mediów Cyfrowych
Monika Książek
Redaktor