Pandemia koronawirusa spowodowała znaczny wzrost obrotów w sklepach internetowych, a przy tym coraz większym zainteresowaniem cieszą się odroczone płatności. Model „kup teraz – zapłać później” to atrakcyjna oferta dla osób, które chcą np. skorzystać z promocji cenowej, ale chwilowo nie mają pieniędzy na sfinansowanie zakupu. – Odroczone płatności stymulują zakupy impulsywne, a w przyszłości będą wypierać zakupy z płatnością za pobraniem – przekonuje Radosław Nawrocki, prezes PayPo, największej firmy oferującej takie rozwiązanie.
Mechanizm działania odroczonych płatności PayPo w sklepach internetowych jest prosty: klient wybiera towar, np. buty, ale zamiast płacić od razu, jako formę płatności wskazuje PayPo, sprawdza swoje dane, podaje numer PESEL, a za zakupy płaci po 30 dniach do PayPo. W międzyczasie buty może przymierzyć w domu, zastanowić się nad zakupem i dokonać zwrotu, jeśli jednak nie spełniają one oczekiwań. Wtedy płatność jest anulowana.
– Zakupy z odroczoną płatnością są obecnie na fali wznoszącej dzięki pandemii i większej skłonności konsumentów do zakupów internetowych. Jednak w Polsce ich udział w płatnościach ogółem jest wciąż stosunkowo niewielki. W krajach europejskich, takich jak Szwecja czy Niemcy, stanowią one około 20 proc. transakcji w handlu, a w niektórych krajach nawet więcej. Jesteśmy dwa–trzy lata do tyłu w rozwoju tego produktu za krajami Zachodu. W Polsce wskaźnik ten wynosi 0,5 proc. płatności ogółem, a udział PayPo szacujemy na ok. 0,3 proc. – mówi agencji Newseria Biznes Radosław Nawrocki, prezes zarządu i założyciel PayPo.
W raporcie „E-commerce w Polsce 2020” opublikowanym przez Izbę Gospodarki Elektronicznej na pytanie: z których form płatności korzystałeś kiedykolwiek podczas zakupów przez internet, płatność z odroczonym terminem wskazało 6 proc. internautów kupujących online.
Jak podkreśla prezes PayPo, płatności odroczone dopiero raczkują w Polsce, ale obserwacje w innych krajach pozwalają przypuszczać, że ten sposób zapłaty w sklepie będzie coraz chętniej wykorzystywany. Jego zdaniem w ciągu najbliższych trzech lat to rozwiązanie będzie stanowiło 10–15 proc. wszystkich płatności za zakupy w naszym kraju.
– Płatności odroczone będą wypierały zakupy z płatnością za pobraniem oferowane przez sklepy internetowe – przewiduje. – Konsumenci, którzy do tej pory wybierali przesyłki za pobraniem, aby mieć kilka dodatkowych dni na zapłatę, przejdą na ten mechanizm, aby uzyskać aż 30 dni na płatność.
Opcja odroczenia płatności przez PayPo jest dostępna w ponad tysiącu sklepów internetowych, ale firma planuje także współpracę z tradycyjnymi sieciami handlowymi.
– Planowaliśmy uruchomienie odroczonych płatności w sklepach stacjonarnych na przełomie lutego i marca, ale przeszkodziła nam pandemia i zamknięcie sklepów. Na przełomie roku ruszymy z pilotażem w dwóch–trzech sieciach handlowych, które będą gotowe przetestować to rozwiązanie w swoich sklepach stacjonarnych – zapowiada Radosław Nawrocki.
Korzyści dla sklepów, zarówno online, jak i tych tradycyjnych, polegają na wzroście konwersji – klienci nie muszą już czekać z zakupami, więc podejmują decyzję szybciej. Rośnie również średnia wartość koszyka zakupowego, a klienci wracają, bo mogą liczyć na wygodne zakupy.
– Coraz więcej sklepów, także stacjonarnych, umożliwia zwrot towaru. Konsumenci korzystają z tego, kiedy nie są pewni wyboru, np. chcą przymierzyć w innym świetle niż sklepowe, sprawdzić w domu, czy kupione buty pasują do konkretnej sukienki. Odroczona płatność daje jeszcze jedną korzyść – klienci nie muszą płacić za towar, zanim zdecydują, czy rzeczywiście chcą go kupić – wyjaśnia prezes PayPo.
W praktyce odroczone płatności polegają na krótkoterminowym kredytowaniu kupującego przez PayPo. Po wyborze produktu klient jest weryfikowany przez mechanizm w ciągu kilku sekund. Autorskie systemy scoringowe spółki oceniają, czy stać go na zakup, i udzielą finansowania bez konieczności podawania wielu danych, o które najczęściej proszą banki. W przyszłości PayPo zamierza zwiększać kwoty finansowania, ale z wykorzystaniem nowoczesnych metod badania zdolności kredytowej klienta.
– Nie obciążamy konsumenta zbyt dużą kwotą kredytu oraz analizujemy na bieżąco, czy jest on w stanie spłacić swoje zobowiązanie. Obecnie wskaźnik NPL, czyli non-performing loan, obrazujący skalę niespłaconych zobowiązań, wynosi w PayPo poniżej 1,5 proc. Zatem konsumenci spłacają 98,5 proc. transakcji, które finansujemy, a to oznacza, że nie zadłużamy konsumentów i udzielamy im kredytowania rozsądnie. Jednak w przyszłości utrzymanie tak niskiego poziomu NPL może być wyzwaniem – zaznacza Radosław Nawrocki.
źródło: newseria.pl