Obok Ukraińców do pracy w Polsce coraz liczniej zgłaszają się Białorusini. Na początku roku już ponad 20 tys. z nich miało zezwolenie na pobyt, co zwykle wiąże się z prawem do pracy. Realnie jest ich co najmniej dwa razy więcej. Stali się więc drugą pod względem liczebności grupą obcokrajowców zatrudnionych w Polsce. Ale daleko im do przybyszy znad Dniestru. Jednak w przeciwieństwie do nich nie podejmują się każdego proponowanego im zajęcia. Dzięki lepszej sytuacji gospodarczej w rodzimym kraju szukają atrakcyjnych ofert zgodnych z kompetencjami zawodowymi. Pracują m.in. w przemyśle, transporcie, budownictwie i centrach usług biznesowych. Są też niemal nieobecni w rolnictwie. Według ekspertów, nie zastąpią Ukraińców, ale raczej wraz z nimi częściowo uzupełnią niedobór rąk do pracy.
Jednoznaczne dane
Białorusini stali się drugą najliczniejszą grupą cudzoziemców na polskim rynku pracy posiadających ważne zezwolenia na pobyt. Jakub Dudziak, rzecznik prasowy Urzędu do Spraw Cudzoziemców, informuje, że na początku tego roku zezwolenia na pobyt miało 20 tys. obywateli, czyli o prawie 5 tys. więcej niż 1 stycznia 2018 roku. Dla porównania, w przypadku Ukraińców było to 179 tys. osób (145 tys. rok wcześniej). Zwykle prawo do przebywania w Polsce wiąże się z możliwością podejmowania pracy. Zdaniem eksperta, liczba obywateli Białorusi posiadających takie dokumenty będzie dalej rosnąć.
– Już teraz plasują się za Ukraińcami, jednak jest ich, według różnych oszacowań, 10-20 razy mniej. W 2018 roku w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych było zarejestrowanych ponad 420 tys. przybyszów z Ukrainy i przeszło 34 tys. Białorusinów. Podobne dysproporcje widać w zezwoleniach na pracę czy zaświadczeniach pracodawców o zamiarze powierzenia stanowiska obcokrajowcowi. Jednym z powodów tego stanu jest kilkakrotnie mniejsza liczba mieszkańców tego kraju – mówi Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich (FPP).
W ocenie Karoliny Korzeniewskiej, Account Executive CEE w firmie Antal, pracujących w Polsce Białorusinów jest co najmniej dwukrotnie więcej od tych z pozwoleniem na pobyt stały. Trudno podać dokładne dane ze względu na liczną grupę cudzoziemców przebywających w naszym kraju nielegalnie i działających w tzw. szarej strefie. Natomiast z punktu widzenia rynku pracy nie ma różnicy między obywatelami obu państw. Są obecni w wielu sektorach branżowych, ale nie stanowią zagrożenia dla polskich pracowników ze względu na brak rąk do pracy.
– Sytuacja obywateli Białorusi jest korzystniejsza niż Ukraińców. Wielu posiada Kartę Polaka, ułatwiającą znalezienie stabilnego zatrudnienia i zorganizowanie sobie życia w naszym kraju. Widzimy w ich przypadku relatywnie większy odsetek osób z umowami o pracę. Przybysze znad Dniestru częściej pracują na podstawie oświadczeń pracodawców o zamiarze zatrudnienia ich na okres pół roku. Z kolei większość pracowników z Ukrainy działa tymczasowo w oparciu o umowy cywilno-prawne lub w sposób nieformalny – uważa ekspert z FPP.
Według specjalistów, taka sytuacja powoduje, że Ukraińcy, mimo wysokich kwalifikacji, często podejmują prostsze prace. Białorusini zwykle wykonują zawody zgodne z ich wykształceniem. Praktycznie nie widać ich w rolnictwie, ale są obecni m.in. w sektorach przemysłowym, budowlanym i transportowym. Najmłodsi podejmują się każdej pracy, przede wszystkim w miastach. Ci z wyższym wykształceniem są cennym nabytkiem dla centrów usług wspólnych. Dobrze znają języki obce, szczególnie angielski, niemiecki i francuski. Mają kompetencje, których na krajowym rynku już teraz mocno brakuje.
Migracja bez przymusu
– Jeżeli w przypadku Ukrainy powodem emigracji zarobkowej są problemy gospodarcze i polityczne po rosyjskiej agresji, to z Białorusi przyjeżdżają osoby szukające lepiej płatnych zajęć. Gospodarczo Mińsk radzi sobie lepiej niż Kijów, ale Polska pozostaje atrakcyjna, oferując wyższe zarobki i lepszy komfort życia. Wciąż jesteśmy bliżej Zachodu, ale może się okazać, że pracujący tu cudzoziemcy traktują nas tylko jako przystanek na drodze do bardziej rozwiniętych państw europejskich – sądzi eskpert z Antala.
Z kolei, zdaniem głównego ekonomisty FPP, w przypadku Ukraińców mieliśmy do czynienia z masową imigracją obejmującą szeroki przekrój społeczeństwa. Migracje z Białorusi nie są wymuszone trudną sytuacją ekonomiczno-polityczną. W tym kraju PKB na osobę jest dwukrotnie wyższe niż nad Dniestrem, choć zdecydowanie niższe od polskiego. Ale to wystarcza, by przyjezdni poszukiwali wybranej, atrakcyjnej pracy, a nie jakiejkolwiek pozwalającej na utrzymanie pracownika i jego rodziny. A napływ siły roboczej z obu krajów będzie trwał dopóty, dopóki utrzyma się dobra koniunktura gospodarcza w Polsce.
– Choć liczba pracowników z Białorusi rośnie w tempie szybszym niż tych z Ukrainy, ci drudzy nie zostaną wyparci z naszego rynku pracy. Ta grupa jest kilkukrotnie liczniejsza. Zresztą populacja naszego północno-wschodniego sąsiada jest cztery razy mniejsza od ukraińskiej. Z punktu widzenia krajowych pracodawców, jeśli ktoś dobrze wykonuje swoją pracę, narodowość nie ma znaczenia. Natomiast mam nadzieję, że Białorusini bardziej zadbają o swoje prawa. Rynek kandydata się utrzymuje i kandydaci częściej niż kiedyś wymagają legalnego zatrudnienia na równych warunkach z Polakami – przekonuje Karolina Korzeniewska.
W opinii Łukasza Kozłowskiego, nie można mówić o potencjalnej konkurencji, bo obywatele obu narodowości uzupełniają braki rąk do pracy na naszym rynku, zatem jedni nie będą zastępować drugich. Różny jest potencjał demograficzny obu krajów i powody przyjazdów do Polski. Wciąż nasilony ruch emigracyjny z Ukrainy potęguje ten efekt i dlatego Białorusini są być może nawet 20-krotnie mniejszą grupą zagranicznych pracowników. Ekspert przewiduje, że w nadchodzących latach dysproporcja może się delikatnie zmniejszać, ale wciąż pozostanie duża.