Koszt zatrudnienia jednego wysokowykwalifikowanego pracownika może podskoczyć o kilka tysięcy złotych w ciągu roku. Zatrudnienie dyrektora będzie droższe o kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Firmy zamiast na coroczne podwyżki, przeznaczą pieniądze na pokrycie rosnących kosztów zatrudnienia. W niektórych wypadkach w ciągu roku na jedną osobę trzeba będzie wyłożyć dodatkowe 70 tys. zł. Więcej wyłożyć trzeba też będzie za pracę premier Beaty Szydło i prezydenta Andrzeja Dudy. To efekt tylko jednej zmiany w przepisach.
I to takiej, której przestraszył się sam rząd. W piątek poinformowano, że zniesienie limitu od którego nie pobiera się składek na ZUS przeniesiono na 2019 rok. Decyzje ostateczną podejmie jednak Senat. Tak czy siak problem jednak nie znika, a jedynie został odłożony w czasie.
Wcześniej niewiele ponad miesiąc wystarczył, by jedna z ważniejszych dla polskich przedsiębiorstw ustaw, została przepchnięta przez Sejm. Sprawą wicepremier Mateusz Morawiecki zainteresował się, gdy pracodawcy zaczęli wprost grozić: będziemy zwalniać pracowników. Przegłosowana ustawa leży już w Senacie i czeka na poprawki.
W tej chwili zarabiający ponad 10,5 tys. zł brutto miesięcznie w pewnym momencie przestają opłacać składki (im więcej zarabiają dane osoby w miesiącu, tym szybciej przestają płacić). W kieszeni mają więcej pieniędzy, ale nie tylko oni zyskują. Wbrew pozorom najwięcej zyskuje na tym państwo.
Dlaczego? Bo za kilkadziesiąt lat nie będzie musiało wypłacać ogromnych emerytur. Widać to zresztą w statystykach. Emerytury powyżej 6 tys. zł pobiera w całej Polsce ledwie 20 tys. osób.
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej ten stan rzeczy chce zmienić. Po co? W imię sprawiedliwości. Takie właśnie uzasadnienie pojawiło się w projekcie ustawy.
więcej informacji na:
https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/zniesienie-limitu-zus-pensje-netto-koszt,132,0,2392452.html Autor: Mateusz Ratajczak
źródło: money.pl