Gospodarka

Ceny rosną jak szalone. Polaków to nie wzrusza

Piątek, 19 stycznia 2018
Ostatnia drożyzna nie straszna przeciętnemu Kowalskiemu. Statystyki GUS pokazują, że wynagrodzenia w Polsce rosną znacznie szybciej niż ceny na półkach sklepowych. W 10 lat średnia pensja brutto poszła do góry o blisko 1700 zł, a więc o ponad 50 proc.
Inflacja coraz mocniej daje o sobie znać. We wtorek pisaliśmy, że żywność w 2017 roku drożała najszybciej od 2011 roku, a w dekadę jej ceny wzrosły aż o 31 proc. Kolejne dane Głównego Urzędu Statystycznego pokazały jednak, że ostatnia drożyzna wcale nie jest taka straszna przeciętnemu Kowalskiemu.

Okazuje się, że w grudniu padł rekord wynagrodzenia w Polsce. W firmach zatrudniających co najmniej 10 osób średnia płaca wyniosła 4 973,73 zł brutto. To oznacza, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy wynagrodzenia rosły wyraźnie szybciej niż ceny.

W grudniu podwyżki płac wyniosły 7,3 proc. wobec 2,1 proc. wzrostu cen ogółem i o 5,8 proc. wyższych cen żywności. Uśredniając wyniki za 12 ostatnich miesięcy różnice są mniejsze, ale dalej na korzyść płac. Wynagrodzenia rosły o 5,9 proc. przy inflacji na poziomie 2 proc. i podwyżkach cen jedzenia o 4,6 proc.

Można sobie zadać pytanie, czy takie same pozytywne relacje między płacami i cenami kształtowały się tylko w ostatnim roku, a może wcześniej układało się to mniej korzystnie dla naszych portfeli? Okazuje się, że na przestrzeni ostatnich 10 lat zarobki wzrosły o ponad połowę. Tymczasem ceny dóbr i usług konsumpcyjnych zwiększyły się o 21 proc., a same ceny żywności - o 31 proc.

Typowy koszyk zakupów w 2007 roku za ówczesną średnią pensję w wysokości 3 246 zł brutto w tej chwili (po przeliczeniu według wskaźnika inflacji) kosztowałby około 3 938 zł. To oznacza sporą podwyżkę cen. Biorąc jednak pod uwagę wynagrodzenie z grudnia w kieszeni pozostałoby nam jeszcze blisko 1 000 zł.

Ten sam przykład, ale przy uwzględnieniu cen żywności: w portfelu Kowalskiego zostałoby około 300 zł mniej, ale to dalej prawie 700 zł do przodu.

Eksperci o wynagrodzeniach

Jak wylicza Bank Gospodarstwa Krajowego, realny fundusz płac zwiększył się w zeszłym roku o prawie 10 proc., co jest najwyższą dynamiką wzrostu od jesieni 2008 roku.

"Wysoki wzrost dochodów gospodarstw domowych będzie stanowić silny bodziec do dalszego wzrostu konsumpcji. Oczekujemy, że mocny wzrost wynagrodzeń szybko nie ustanie, głównie za sprawą ograniczeń podaży na rynku pracy, pomimo napływu pracowników ze Wschodu. W efekcie wysokie dynamiki wynagrodzeń będą przekładać się na silniejszą presję cenową, zwłaszcza w sektorach o wysokiej pracochłonności" - czytamy w komentarzu analityków BGK.

- Dynamika wynagrodzeń może jeszcze przyspieszyć, ale raczej nie na tyle, aby wywindować wzrost dochodów do notowanego 10 lat temu - komentuje sytuację Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB.

- Podobnie jak 10 lat temu mamy bardzo dużo taniego pieniądza na rynkach globalnych oraz w niektórych przypadkach wyceny, które zdają się odbiegać od racjonalnych poziomów. To powinno przypominać nam, w której fazie cyklu koniunkturalnego jesteśmy i uświadamiać, że również eldorado na polskim rynku pracy nie będzie trwać wiecznie - przestrzega Kwiecień.

Prognozy na ten rok ciągle optymistyczne

Ekonomiści nie mają jednak wątpliwości, że najbliższe 12 miesięcy, a nawet i przyszły rok nadal powinny sprzyjać żądaniom podwyżek. W czwartek pisaliśmy o tym, że ekonomiści ankietowani przez NBP spodziewają się w tym roku podwyżek na poziomie 6 proc. i 5,7 proc. w kolejnym.

Co ciekawe, rośnie optymizm wśród ekspertów. Ta sama ankieta przeprowadzona trzy miesiące temu wskazywała na mniejszą skalę podwyżek, rzędu 5 proc.

Jednocześnie prognozy zakładają ciągle wyraźnie niższe tempo wzrostu cen. Inflacja wprawdzie ma przyspieszyć do 2,3 proc. w 2018 i 2,5 proc. w 2019 roku, ale to będzie wciąż o połowę niższe tempo niż przyrosty wynagrodzeń.



źródło: money.pl


tagi: Główny Urząd Statystyczny , zarobki , wzrost cen ,