Kategorie produktów

To będzie gorąca jesień

Środa, 11 października 2017 HURT & DETAL Nr 10/140. Październik 2017
Wiele czynników wskazuje na to, że rok bieżący może okazać się przełomowy dla przyszłego kształtu polskiego handlu. Zmiany, jakie zaplanowano w ostatnich tygodniach lata i na początku jesieni na rynku zarówno detalicznym, jak i hurtowym będą miały daleko idące konsekwencje w najbliższych latach.
Nadchodzi czas supermarketów

We wrześniu Grupa Eurocash potwierdziła pojawiające się od wielu tygodni doniesienia medialne o zamiarze przejęcia sieci supermarketów Mila. To już druga, po Eko, wielka sieć sklepów własnych, którą planuje zakupić największy na rynku dystrybutor hurtowy i operator franczyzowy. Transakcja prawdopodobnie nie zostanie zablokowana przez UOKiK, bowiem akwizycja nie narusza w poważniejszy sposób równowagi rynkowej, natomiast wyraźnie wzmacnia pozycję Eurocashu jako lidera nie tylko hurtowego i franczyzowego, ale i detalicznego. Nie dając przy tym tej firmie pozycji dominującej na rynku sklepów własnych, których po przejęciu Eurocash będzie miał niespełna tysiąc pod bardzo różnymi szyldami.

Planowana przez Eurocash transakcja jest kolejnym świadectwem, że supermarkety mogą już wkrótce stać się jednym z dominujących formatów na polskim rynku. Analitycy od ponad 20 lat oceniali, że w polskich warunkach mały supermarket jest najbardziej perspektywicznym formatem na rynku. Jednak rzeczywistość nie zawsze potwierdzała tę tezę. Początkowo supermarkety przegrywały konkurencję z hipermarketami, potem z dyskontami, zaś w ostatnich latach także z placówkami typu convenience, w tym głównie pod szyldami Żabki. Oczywiście rozwijały się także sieci supermarketów takie jak Polomarket, Piotr i Paweł czy wspomniane Eko, a także franczyzowe Intermarche i SPAR. Jednak tempo wzrostu tych szyldów wciąż nie dorównywało rozwojowi pozostałych formatów detalicznych. I oto wiosenny debiut giełdowy spółki Dino dowiódł, że inwestorzy zaczęli nareszcie postrzegać supermarkety jako format naprawdę godzien uwagi. Dino nie tylko bowiem bardzo szybko powiększało w ostatnich 2-3 latach liczbę placówek handlowych, ale i umiejętnie dostosowało format małego supermarketu (określanego częstokroć mianem proximity) do potrzeb lokalnego klienta. Sieć wzięła więc to co najlepsze z sieci typu convenience i sklepu wielkopowierzchniowego. Efekt? Tak udanego debiutu nie było na warszawskiej giełdzie od lat.

Własne czy franczyzowe

Nie ma najmniejszej wątpliwości, że rozwój i tak rewelacyjny debiut giełdowy Dino przyczynił się do decyzji Grupy Eurocash o poszerzeniu swojego portfolio sieci własnych o kolejny szyld. Firma, która przejmując przed kilku laty operacje hurtowe i franczyzowe Grupy Emperia, stała się największym na rynku dystrybutorem produktów FMCG i wyraźnie dąży do dalszego wzmocnienia swojej roli na rynku detalicznym. Prezes Luis Amaral zapowiada, że po przejęciu Mila zarówno ta sieć, jak i markety Eko zmienią szlydy i wejdą w skład sieci Delikatesy Centrum. Co to oznacza? Przede wszystkim powstanie najliczniejszej na rynku sieci supermarketów proximity, i to sieci o mieszanej strukturze własnościowej. Delikatesy Centrum będą liczyły po tej operacji około 1500 placówek, z których około 600 będą stanowiły sklepy własne Grupy Eurocash. Oczywiście wielu operatorów sieci franczyzowych posiada także sklepy własne pod tym samym szyldem co franczyzowe, nigdy jednak ich udział w sieci nie jest tak duży. Zdaniem wielu specjalistów od rynku detalicznego powstanie tak ujednoliconej sieci franczyzowej i własnościowej może mieć potężny wpływ na cały polski rynek. Jeżeli ten eksperyment się powiedzie to śladem Eurocashu z pewnością pójdą inni. Niektórzy już podążają tym tropem: Stokrotka buduje swoją sieć zarówno w oparciu o rozwój sklepów własnych, jak i cieszącą się coraz większym uznaniem detalistów ofertę franczyzową.

Sukces tego konceptu w dużej mierze zależeć będzie od tego, czy sklepy własne tych operatorów będą traktowane identycznie jak sklepy franczyzowe. Dla franczyzobiorców jest to bowiem bardzo trudna sytuacja, jeśli będą zmuszeni konkurować ze sklepami własnymi swojego franczyzodawcy. Dotychczasowe doświadczenia detalistów w tej dziedzinie nie są najlepsze.

Żabka dobrze przygotowana

Do zmian na rynku detalicznym przygotowała się dobrze sieć Żabka, która to od kilku lat szukała metod na uatrakcyjnienie i uproszczenie warunków kooperacji z partnerami. Dokonała tego poprzez podniesienie dochodów franczyzobiorców, poprawę konkurencyjności oraz zwiększenie motywacji. Przypomnijmy, że jeszcze w 2015 roku rozpoczęła prace nad nowymi rozwiązaniami i zmianami systemu wynagrodzeń dla swoich partnerów handlowych. W grudniu 2015 roku nowy system został testowo wdrożony w reprezentatywnej liczbie sklepów. System franczyzowy finalny kształt przyjął we wrześniu 2016 roku a od października rozpoczęło się sukcesywne aneksowanie istniejących umów współpracy z dotychczasowymi ajentami i obejmowanie kolejnych sklepów nowym systemem rozliczeń. Do końca 2016 roku zmiany objęły wszystkie sklepy sieci Żabka i Freshmarket. Poprzez uproszczenie dotychczasowych rozliczeń Żabka ułatwiła też franczyzobiorcom proces wyliczania miesięcznego przychodu i umożliwiła im wpływanie na jego wysokość. Franczyzobiorcy co miesiąc udzielana jest stała kwota przychodu podstawowego za zakupiony towar od spółki, która realnie zwiększa jego miesięczny dochód. Każdy sklep ma również wyliczoną marżę minimalną na wszystkich grupach asortymentowych, która może wzrosnąć wraz ze zwiększeniem poziomu sprzedaży wybranych grup produktów. Prowadząc sklep zgodnie ze standardami wymaganymi przez Żabkę, franczyzobiorca może uzyskać też dodatkowe świadczenia i nagrody. Spółka premiuje również długość stażu w sieci.

Czekając na zakaz

Przyszłość polskiego handlu kształtuje się także na salonach politycznych. Po nieudanej próbie wprowadzenia i zawieszeniu projektu podatku handlowego Sejm pod naciskiem „Solidarności” powrócił we wrześniu do projektu ograniczenia handlu w niedzielę. Związek domaga się oczywiście wprowadzenia całkowitego zakazu handlu w niedziele i dni świąteczne, w czym ma oczywiście wsparcie biskupów. Jednak środowisko Prawa i Sprawiedliwości podjęło polityczną decyzję o wprowadzeniu zakazu handlu tylko w dwie niedziele w miesiącu, co ma ponoć być wyrazem kompromisu. Taką koncepcję w imieniu partii rządzącej zaprezentował Sejmowi dawny przewodniczący Solidarności Jerzy Śniadek. Znając dotychczasowe doświadczenia parlamentarne można oczekiwać, że od 1 stycznia przyszłego roku obowiązywać będzie zakaz handlu w kształcie zaprezentowanym przez partię rządzącą.

Jak zwykle w takich przypadkach diabeł tkwi w szczegółach, czyli rozwiązaniach szczegółowych, jakie przyjmie ostatecznie parlament. Kogo obejmą wyłączenia z tego zakazu? Bo  będą na pewno. Kraj nie może przestać funkcjonować. Co więc ze sklepami na stacjach benzynowych? Co z aptekami? Czy sklepy, w których właściciele sami staną za ladą będą mogły handlować. Zakaz ma bowiem charakter ochrony pracowników, którzy mają prawo do niedzielnego wypoczynku z rodziną. Co z funkcjonowaniem hurtu? Co z centrami handlowymi, gdzie sklepy można oczywiście zamknąć, ale kina i restauracji już niekoniecznie? A tam też są pracownicy. Takie pytania można by mnożyć w nieskończoność. Ważne jest więc nie tylko podstawowe założenie, ale i ostateczny kształt ustawy sejmowej.

Konsekwencje

O zakazie handlu w niedzielę mówi się właściwie od 20 lat. Dotychczasowe próby kończyły się niepowodzeniem zarówno ze względów politycznych, jak i światopoglądowych. Tak się bowiem składa, że przeciwko tej koncepcji są prawie wszyscy poza reprezentantami środowisk pracowniczych, czyli związkami zawodowymi. A i to nie wszystkimi. Zakazu nie chcą oczywiście konsumenci, którzy uwielbiają robić w niedzielę zakupy. Przeciw, co zrozumiałe, są właściciele sklepów i ich organizacje. Także wielu pracowników, bowiem może to oznaczać albo spadek ich dochodów, albo nawet utratę pracy. Ponadto pojawia się pytanie: dlaczego zakaz pracy w niedzielę obejmuje tylko jedną branżę? W dni świąteczne pracują setki tysięcy osób spoza handlu. Można tu wymienić energetykę, usługi komunalne, a w ostateczności nawet szpitale. Tu zakazu pracy w niedzielę nikt sobie nie wyobraża.

Jakie więc mogą być obiektywne konsekwencje wprowadzenia takiego zakazu wbrew większości społeczeństwa? Tu też można by sporo elementów wymienić. Przede wszystkim spadek dochodów w sklepach, a w efekcie wpływów podatkowych do budżetu. Związki zawodowe twierdzą co prawda, że sprzedaż będzie podobna, tyle że dokonywana w inne dni tygodnia, żadne jednak badania tego nie potwierdzają. Konieczność zwolnień w branży nie podlega dyskusji, chociaż nie będzie z pewnością tak dotkliwa, jak w okresie znacznego bezrobocia. Konsekwencji tego rodzaju można by wyliczyć o wiele więcej, ale zajęłoby to zbyt wiele czasu i miejsca. Dlatego też warto spokojnie poczekać na ostateczne rozwiązania ustawowe. Bo to, że zakażą wydaje się pewne! Ale jak?

Witold Nartowski


tagi: handel , Grupa Eurocash , Dino ,